U mnie było tak że - przyjechałam do szpitala, weszłam na ip - potem na taką salę gdzie było usg i fotel ginekologiczny, tam sobie chodziłam w kółko, pielęgniarka papiery wypełniała a ja odpowiadałam na jej pytania (o personalia, przebieg ciąży i takie tam). Potem przebrałam się w swoją koszulę, zrobili mi szybkie usg żeby zobaczyć czy dziecko jest prawidłowo ułożone, potem badanie rozwarcia na fotelu ginekologicznym. Okazało się że jest już 9cm na 10 potrzebnych, więc szybko mnie zaprowadzili na porodówkę (Chciałam mieć lewatywę, ale już za późno było). Tam wygonili męża, kazali mi się położyć na łóżku porodowym. Wystraszyłam się bo tam są takie podpórki na nogi jak u gina, ale nie rodzi się tak, one są potrzebne do szycia później. Podpięli mi ktg i kazali leżeć w miarę możliwości spokojnie żeby zapis się zrobił. To takie pasy na brzuchu zapinane są i maszyna rejestruje tętno dziecka. Jak już mieli wystarczająco tego zapisu to podłączyl mi kroplówkę z oksytocyną - momentalnie zaczęły się skurcze parte. Wtedy nogi oparłam na poręczach które są po bokach łózka i parłam, a położna mi tłumaczyła jak trzeba prawidłowo przeć - żeby nie "na twarz" tylko tak samo ja do sr.ania. Przy tym często się zdarza że wychodzi też stolec - nie przejmować się, położne są przyzwyczajone do tego.
Dalej - wyskoczył dzidziuś, wzięły go, dały klapsa w pupę żeby zaczął płakać i pokazały mi że chłopczyk, że cały i zdrowy, położyły mi na brzuchu i przykryły pieluchą. Poleżał tak z minutę, odcięły pępowinę i zabrały go do ważenia i mierzenia, a mnie kazały przeć (już bez skurczu) żebym urodziła łożysko. Potem mnie przykryły i leżałam, odpoczywałam. Po kilku minutach odpoczynku przyszła pani doktor mnie pozszywać - musiałam przesunąć się w dół łóżka i oprzeć nogi na tych podpórkach takich jak w fotelu ginekologicznym. Pozszywała mnie - bolało bardziej niż poród, mimo że ponoć dała jakieś znieczulenie. Potem przywieźli mi wykąpane i ubrane dziecko i leżało w tym szpitalnym wózku koło łóżka porodowego, tak że mogłam go ręką dostać i głaskałam becik. Siły nie było tyle żeby się podnieść do niego.
Potem przyszły dwie położne, pomogły mi się podmyć trochę, przebrać na leżąco w czystą koszulę, założyć majtki i podkład i przenieść na normalne łóżko szpitalne. Na tym łózku mnie zawieźli na salę poporodową i za pół godziny przywieźli też dziecko. Tam mógł wejść do nas mąż.
Potem przychodziły co trochę i pomagały mi przystawiać małego do piersi, po kilku godzinach była pierwsza próba wstawania - była przy tym położna i opierałam się na niej, gdyby mi się udało wstać to pomogłaby mi dojść pod prysznic i gdybym potrzebowała pomocy w kąpieli to też by pomogła. U mnie się nie udało i spałam brudna - wieczorem wzięły dziecko do kąpieli, potem przyniosły żebym nakarmiła, ale nie miałam jeszcze pokarmu więc dały mu butelkę i zabrały na noc do siebie.
Następnego dnia z pomocą położnej już wstałam, sama się wykąpałam - to dodaje mnóstwo sił - przyniosły mi dziecko i już zostało ze mną, w takim małym łózeczku koło mojego łóżka. Musiałam mieć swoje pampersy i chusteczki, a pielęgniarki mi pokazały jak przewijać i już radziłam sobie sama, zabierały go tylko na kąpiel.
A wiek dziecka i połóg liczy się od następnej doby - ta doba w której dziecko się urodzi jest traktowana jako doba zerowa, dopiero następnego dnia się mówi że dziecko ma pierwszą dobę