reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

nasze porody

Cesarka na zyczenie tylko dlatego ze tak wlasnie chce to jak dla mnie czysty egoizm. Ja rodzilam 11 godzin i stracilam duzo krwi, bylam fioletowa na buzi i paznokciach a maly zablokowal sie i nic juz tego nie moglo zmienic. Gdyby ustawil sie normalnie to wypchnelabym go bez problemu, tyle ze ja parlam tak bez sensu..
Gdyby nie bylo potrzeby podawac oksytocyny to z reka na sercu powiedzialabym ze porod to 'piece of cake' , do 7 cm prawie nie czulam ze rodze...
 
reklama
tak sobie tu czytam jako połowkowa czerwcówko-lipcówka. Cesarka na życzenie jest chyba najczęściej wybierana ze strachu przed bólem, myslę więc, że najlepszym rozwiązaniem w takich przypadkach jest naturalny z z.o. Bo po pierwsze nie boli tak, żeby nie dało się znieść a po drugie dziecko wychodzi tak jak chciała natura. leżałam przez moment z dziewczyną, która miała cc na życzenie, druga ciąża po roku i 10 m-cach i juz nie czekano na akcję, tylko na tydzień przed porodem zjawiła się na sali operacyjnej na drugie cięcie, mimo, że chciała sama rodzić ale groziło jej rozejście się szwu.
Powiem jeszcze jedno-czytając moje wypowiedzi początkowe, nikt nie mógł mnie przekonać do porodu naturalnego. Wybrałam cc na życzenie i nic do mnie nie docierało. Trzeba było sporo czasu i daojrzewania (na forum bb oczywiście), żeby się przekonać do porodu naturalnego, ale jestem z tego bardzo zadowolona. Drugi raz wybiorę również naturalny z z.o.
 
Udalo mi sie wyprodukowac opis swojego porodu i pobytu w szpitalu.troche to przydlugie ale moze bedzie chcialo sie komus to przeczytac ;D
Po wizycie u gina 14.06, kiedy okazalo sie ze niekoniecznie urodze 15.06 bo moze nie uda sie wywolac jakos sie uspokoilam. na tyle ze spalam normalnie w nocy :D
W kazdym razie dzien pozniej o 8 rano bez sniadania i ze spakowana torba stawilam sie w izbie przyjec.zrobili mi ktg (powiedzialam ze mialam jakies bole i ze lekarz kazal przyjezdzac jak sie tylko cos bedzie dzialo). o dziwo na ktg wyszlo ze faktycznie mam lekkie skurcze a z lekarzem bylam umowiona na typowe wywolanie :D
przyjeli mnie na oddzial a mezowi zaproponowali ze na czas przyjmowania mnie, lewatywy i takich tam moze do domu pojechac bo to potrwa.tak do 11 nic ciekawego sie nie dzialo. trafilam na super polozna. przyszla i zrobila masaz szyjki i nagle z rozwarcia na opuszke zrobilo sie 2,5 palca (czyli 5 cm?) No nie powiem zeby masaz byl przyjemny.Zreszta jak przyszedl lekarz i mnie badal to tez bolalo :(
w miedzyczasie zrobili lewatywe po ktorej leciutko zaczal mnie bolec dol brzucha, dostalam czopek na rozszerzenie ale kroplowki nie dostalam jeszcze.kazali chodzic chodzi chodzic. zrobili ktg i nawet regularne skurcze sie pisaly co 3 minuty tak na 30-40% ale jeszcze nie bolaly bardzo.potem kolo 12 podpieli mi oksytocyne i zadzwonilam po meza bo juz cos zaczynalo sie dziac.Skurcze sobie byly, polozna masowala raz na czas( gorsze byly te jej masaze niz same skurcze)
W trakcie kroplowki pojawily sie juz skurcze z takim super mocnym twardnieniem brzucha i juz co 2-2,5 minuty.no i juz pobolewaly.kolejny masaz i polozna zaproponowala mi wanne z woda.poszlam najpierw siusiu i w lazience poleciala mi dosc krwista wydzielina az nie moglam sie wytrzec do porzadku.polazlam do wanny i bylo mi fajnie.bolec zaczelo mocniej.po 30 minutach w wannie wrocilam do pokoju porodowego,kolejne badanie poloznej i ona mi mowi ze chyba juz mi wody odeszly. teraz tak mysle ze to musialo byc wtedy w laziene jak siku bylam a potem jak dostalam skurczy w wannie to wyleciala reszta.zbadal mnie lekarz i powiedzial ze juz napewno dzisiaj musimy urodzic. do tej pory nie bylam pewna czy zobacze swoja kruszynke dzisiaj i nagle okazalo sie ze jednak tak :) Gdzies tam po drodze, przy kolejnym badaniu polozna powiedziala ze nasza corcia ma bardzo dlugie wlosy ;D
zrobili kolejne ktg a tam skurcze ledwo 40% a bolalo jakby mialy z 80% (mialam ze dwa takie wczesniej i faktycznie bolalo).Polozna powiedziala ze takie skurcze to nic nie daja i dolozyli mi oksy. a mnie juz bardzo bolalo :( Czas plynal a rozwarcie powolutku do przodu postepowalo.caly czas chodzilam, kucalam przy skurczu w roznych miejscach i jakos szlo.potem znowu byla wanna i znowu chodzilam.moj maz martwil sie ze tak cierpie ale byl dzielny i bardzo mi pomagal duchowo.liczyl czas miedzy skurczami i mowil kiedy powinien byc nastepny.kolo 18 mialam juz ladne rozwarcie na 3,5 palca (czyli jakos 7 cm z tego co mowili) i skurcze co 2 minuty.podobno okres miedzy rozwarciem 3,5 a momentem kiedy mozna przec jest najgorszy.strasznie chcialo mi sie spac ale nie potrafilam sie zdrzemnac bo skurcze byly za czesto :( Polozna powiedziala ze do 22 powinno juz byc po wszystkim tylko ze skurcze mam za slabe.mimo ze juz bolalo mnie jak diabli, na tyle ze juz czulam sie rozdrazniona jak mnie ktos dotykal w trakcie skurczu albo patrzyl nawet.
o 19 przyszla nowa polozna.miedzy 19 a 20 chcialam juz wyc z bolu.zaczynal sie skurcz, trwal z 45 sekund, przechodzil, i zaraz zaczynal sie nastepny. ja to tak czulam :( od poczatku jednego do poczatku drugiego bylo ok 1,5 minuty. kolejne badanie a tu postepu zero. jak bylo 3,5 rozwarcia tak zostalo.caly czas chodzilam i kucalam przy skurczu zeby glowka sie wpasowala.czulam juz nawet delikatne parcie na stolec przy skurczach i okropne mdlosci.naprawde jak byl skurcz to mialam ochote wymiotowac tylko nie potrafilam w trakcie skurczu.od 20 do 21 gryzlam przescieradlo przy skurczu tak strasznie mnie bolalo i prawie plakalam a polozna na to ze skurcze za slabe.zbadal mnie lekarz a mnie to badanie tak bolalo ze nawet wstyd mi nie bylo prawie plakac przy nim.rozwarcie nie postepowalo.do 21 to byla chyba najdluzsza godzina mojego zycia a jednoczesnie zleciala biegiem.w koncu zaczelam myslec o cesarce jako o wybawieniu.przyszedl lekarz i powiedzial ze bedzie cesarka bo dalej to chyba nie ma sensu.potem juz wszytko szlo szybko.ankieta do znieczulenia, golenie, cewnik i moja ogromna ulga psychiczna ze juz mnie nie bedzie bolec zaraz i ze moje malenstwo zobacze.przespacerowalam sie na sale operacyjna, zabrali sie do robienia znieczulenia a ja balam sie tylko tego zeby nie miec skurczu przy znieczulaniu jak bede miec igle w kregoslupie ale poszlo gladko.nic prawie nie bolalo i od razu przestaly skurcze bolec :) Potem mnie polozyli na stole, poprzykrywali i szybko to szlo.naciecie poczulam ale potem to juz tylko poszarpywanie i nacisk jak mala wyciagali.w pewnym momencie cos mnie zabolalo i dostalam jakis srodek po ktorym czulam sie jak pijana (suuuuuuper uczucie hihihi) i od tamtej pory nie pamietam juz dokladnie wszystkiego.zabrali mala do sali obok na mierzenie i wazenie i takie tam a potem na moment przyniosla ja pielegniarka i przytulila mi do policzka. niestety na dluzej jej nie dostalam. taka procedura.ale za to jej tatus mogl sie nia dluzej nacieszyc.mnie pozszywali i zawiezli na sale pooperacyjna, wpadl maz i powiedzial ze z mala wszystko ok chociaz w pierwszej minucie dostala tylko 6 Apgar bo sie troche poddusila przy porodzie i miala lekkie problemy z oddychaniem.oraz ze ma zakwaszenie metaboliczne(czy jakos tak sie to nazywa) ze wzgledu na przedluzajacy sie porod.ale to szybko mija.Dowiedzialam sie ze moja malutka jest zdrowa, wazy ponad 3kg i wcale nie jest chuda.obejrzalam zdjecia i uspokoilam sie.mialam nawet nadzieje ze sie przespie po tym wszystkim ale pielegniarka troche rozwiala moje nadzieje bo powiedziala ze bedzie bolec :( A ja zdziwiona bo dalej od pasa w dol nic nie czulam.Zrobili kolo mnie wszystko, dostalam zastrzyk za jakis czas bo faktycznie zaczynalo bolec i zostawili mnie w spokoju.I na tym w zasadzie skonczyl sie moj porod...
Pomodlilam sie do Boga ze dal mi zdrowe dziecko i ze juz jest na swiecie a potem przyszla do mnie pani neonatolog...
ciag dalszy opisze tutaj bo bedzie w kupie i jakos tak mi wygodniej.
Chwile przed przyjsciem lekarki do mojego pokoju uslyszalam z korytarza jak pielegniarki mowia o "tej malej po cesarce" i ze cos "tak nie powinno byc".i wiecie, ja juz czulam ze cos jest nie tak...Powiem wiecej, kilka tygodni przed porodem mialam przeczucie ze nie bedzie wszystko idealnie.nawet kiedys zgadalo nam sie z mezem ze on tez sie tego boi... Poprostu zadawalam sobie pytanie czy zawsze bedziemy miec z gorki?praca, mieszkanie, samochod, zdrowie... ze gdzies los nam rzuci cos pod nogi i prosilam tylko Boga zeby nie kosztem dziecka, nie tak...
Wspaniala pani doktor siadla sobie na krzesle kolo mojego lozka i delikatnie powiedziala ze malutka ma rozszczep podniebienia, duzy i niedorozwoj zuchwy.i ze to nie koniec swiata, ze ona sama miala kiedys rozszczep wargi. i ze moje dziecko ma tylko mnie teraz i ze bardzo mnie potrzebuje i ze wolno mi sie martwic bo jestem matka, i ze nieraz jeszcze bede sie martwic ale nie wolno mi sie zalamywac i rozpaczac.dziekuje Bogu ze to ona byla akurat na dyzurze...Sposob w jaki mi to przekazala nie zdruzgotal mnie, nie zalamal.pomyslalam sobie ze to nie koniec swiata, ze sa operacje i to sie leczy.spokojnie to przyjelam.problem sie pojawil na drugi dzien jak rozmawialam z rodzina i roznie reagowali.moja tesciowa chodzila i plakala na przyklad ale wiekszosc mowila ze to w koncu nic takiego.ale byl moment ze czulam sie jak jakas bezduszna matka bo ja nie plakalam ani przez moment a inni tak...
Czulam sie kiepsko po tej cesarce.w naszym szpitalu trzeba lezec bite 24 godziny tyle ze mozna sie na boki przekrecac ale glowy nie wolno podnosic.Teraz wspominam jak bardzo mnie bolalo przy przewracaniu sie na bok ale w pewnym momencie poprosilam o przywiezienie mi malej i jak tylko ja pielegniarka polozyla mi na lozku to zaraz sie na bok obrocilam i zapomnialam kompletnie ze boli :D i tak lezalam w jednej pozycji prawie godzine i przygladalam sie mojemu skarbowi.a ona mi :D nawet probowalam ja do piersi przystawic a ona pozula chwile i zasnela przytulona do cyca :D Potem ja zabrali bo musiala lezec pod monitorem.dzien mi sie dluzyl straszliwie na tym lezeniu, goraco bylo na sali, na szczescie bylam sama.o 21 podniesli mi oparcie lozka do pozycji siedzacej a o 22 pozwolili wstac... dzielna bylam podobno straszliwie i swietnie mi poszlo ale chyba nigdy nie zapomne tego uczucia jak najpierw trzeba usiasc a potem wstac a tu oddech da sie wziac ale wydechu zrobic sie nie da! doslownie tak czulam sie przy chodzeniu. wdech tak - wydech nie bo zatykalo mnie w plucach.potem spotkalo mnie jeszcze male nieszczescie bo sie zachlysnelam i musialam odkaszlnac a tu bol okropny.po 15 minutach chcialam zastrzyk przeciwbolowy tak sobie podraznilam rane przy kaszlu.pierwszy dzien po porodzie minal mi na lezeniu, rozmyslaniu, odbieraniu telefonu i pisaniu smsow, i nadziei ze zaraz przywioza mi znowu mojego skarba.dostalam ja w sumie tego dnia 2 razy na troche ale pielegniarka przychodzila i marudzila ze musi ja zabrac bo ja monitoruja na wszelki wypadek.
drugiego dnia po porodzie bylam juz na sali ogolnej i nawet poszlam pod prysznic a czulam sie pod nim jak przy Mission Imposible tak mi sie slabo robilo ale wytrwalam :] Pokarmu nie mialam, dziecka przystawiac nie moglam bo po 1 jej nie bylo przy mnie a po 2 przy rozszczepie karmienie piersia jest niemozliwe bo dziecko nie potrafi przy ssaniu zrobic dostatecznej prozni w buzi i ssac nie bedzie.tego dnia malej w ogole nie dostalam, tylko ja ogladalam w pokoju noworodkow.
trzeciego dnia po porodzie przy porannym obchodzie pani doktor powiedziala ze dostane wreszcie dziecko bo skonczyli ja monitorowac.myslalam ze sie poplacze ze szczescia! przywiezli mi ja i byla taka slodka!tylko spala i musialam ja co 3 godziny wozic na karmienie.Karmili ja strzykawka bo normalnym smoczkiem sie nie dalo karmic.podobno i tak duzo szczescia mamy ze rodzilam w tym szpitalu bo pielegniarki maja jakies zaciecie i w ostatecznosci dopiero zakladaja maluchom sonde do karmienia, a  w innych szpitalach podobno to jest standard ze pakuja sonde i tak karmia.w moim szpitalu zadaly sobie trud i karmily strzykawka.gdyby zalozyli jej sonde to pradopodobnie dalej siedzialabym w szpitalu z dzieckiem bo z sonda nie wypisuja az do terminu konsultacji w poradni rozszczepow-my mamy termin na 12.07. Nauczylam sie karmic ja strzykawka ale czekalismy na specjalny smoczek.Spedzilam caly dzien z wlasnym dzieckiem i wreszcie czulam ze jestem matka...Potem przyszla noc i balam sie spac bo maluchy z ta wada czesciej ulewaja i sie krztusza, a jak ulewaja to i buzia i nosem. musza bezwzglednie spac na boku lub brzuszku i poprostu balam sie ze cos sie stanie.ale noc minela spokojnie i nawet w ktoryms momencie poczulam ze mleko mi kapie :D Dostalam dziecko, psychika przestawila sie na inne tory i nagle mam mleko.I niech mi ktos powie ze laktacja to tylko hormony.
Nastepnego dnia rano okazalo sie ze moja zabka dostala zoltaczki i zaraz po obchodzie zabrali mi ja znowu na naswietlania. i znowu bylam bez dziecka.mleko kazali odciagac no i staralam sie odciagac.mialam swoj laktator aventu ale dostalam szpitalny elektryczny bo nie trzeba pompowac recznie.mleko jako takie bylo, chociaz dopiero to byla sama siara ale bylam taka szczesliwa ze moge karmic swoje malenstwo swoim mlekiem i butelka bo okazalo sie ze super pije przez smoczek specjalny(to tez nie bylo pewne bo nie zawsze te smoczki cos daja ale udalo sie).no i tak mijal mi kolejny dzien w szpitalu-juz piaty-na odciaganiu pokarmu co 3 godziny i karmieniu malej butla co 2 bo karmic musialam sama, to byl warunek naszego wyjscia ze szpitala ze bede umiala ja karmic.noc byla najgorsza bo budzili mnie do karmienia i jeszcze odciaganie.jakbym miala bliznieta...wiecie ile spalam w nocy w sumie miedzy karmieniami i odciaganiem??? DWIE GODZINY!a jak tylko przykladalam glowe do poduszki to odplywalam od razu.i zaraz znowu budzenie na karmienie.w dzien bylo spokojniej bo pielegnierki troche same karmily ale to byl najgorszy moj dzien w szpitalu.chyba wtedy dostalam depresji poporodowej.Dziecko z dala ode mnie, ja odwalam robote jak wol, jestem umeczona jak kon po orce,wszyscy wkolo wychodza do domu a ja nie bo dziecko dalej musi sie naswietlac,do tego jakos mi smutno bylo ze nie udalo mi sie urodzic zdrowego szkraba ktorego moge tak jak wszyscy karmic piersia(czlowiek nie docenia tego co ma chyba ze to straci...)Patrzylam na matki przystawiajace swoje dzieci do piersi i cos mnie w gardle sciskalo bo ja moglam przystawiac maszyne...No depresja.
I wiecie co mnie jeszcze dobilo w pewnym momencie? taka bzdurka: mala dostala szpitalny smoczek uspokajajacy i lubila go pomymlac ale on byl taki dosc szeroki i duzy ogolnie.patrzylam na ten glupi smoczek i przypomnialam sobie jak kiedys w sklepie SMYK stalam z 15 minut przy stojaku ze smoczkami i wybieralam swojej nienarodzonej coreczce smoczek.15 minut! Jakby to byl wybor szkoly dla niej a nie tylko smoczka.Ale wlozylam w to jakies uczucie, czulam sie szczesliwa wtedy wybierajac glupi smoczek dla swojego oczekiwanego dziecka.I co? No i nigdy go nie uzyje bo ona musi miec inny.Prawda ze to bzdurne myslenie? Ale tak mnie to zdolowalo...A nawet nie moglam sobie do porzadku poplakac w lazience bo mnie rana przy tym bolala.
Do tego wszystkiego Pani ordynator od dzieci to taka krowa ze az szkoda gadac.nikt jej tam nie lubi.znajmy o malo jej nie pobil jak mu powiedziala ze ma sie nie interesowac zdrowiem wlasnej corki,mi powiedziala cos podobnego,ze za bardzo z mezem sie martwimy i przesadzamy bo moj maz do niej raz zadzwonil i zapytal jak wypadla konsultacja laryngologiczna.A jak ja zaptalam jak badanie sluchu, czy udalo sie i jak wypadlo to powiedziala ze to robia pielegniarki, ona sie tm nie zajmuje. szok!
Po tej nocy, po przespanch 2 godzinach poszlam sobie pod prysznic zeby piersi rozgrzac i pokarmu uciagnac wiecej bo w nocy malo bylo i trzeba bylo dziecko dokarmiac.po prysznicu kiedy zasiadlam do odciagania ordynatorka wpadla na obchod i siedziala u nas prawie godzine.pytala przez 15 minut o wszystko.jakiego koloru dziecko kupki robi,czy bardziej czarne czy bardziej zielone, czy chorowalam w ciazy a jak tak to na co, jakie leki, jaka temperatura i dokladnie kiedy to bylo.czulam sie jak na egzaminie! potem zaczela meczyc druga babke i czepila sie jej ze nie wie czy miala posiew moczu w ciazy i jak moze nie wiedziec co to posiew moczu.potem czepila sie nastepnej czemu nie ma jakiegos tam badania i czy ona nie wie przy drugim dziecku ze takie badanie musi miec (od tego chyba lekarz prowadzacy ciaze jest nie?).zestresowala nas dokumentnie.jak juz poszla to musialam mala nakarmic i nie odciagnelam pokarmu dalej.potem obchod polozniczy i znowu trzeba bylo poczekac.w koncu jak zaczelam odciagac przy swoim stanie psychicznym to polecialo pare kropel.do tego mala strasznie powoli jadla przez ten swoj smoczek. prosilam zeby wieksza dziure zrobily pielegniarki ale one sie baly. karmienie trwalo kolo godziny a zjadala raptem 30ml.potem znowu probowalam odciagac i nic.totalna blokada psychiczna! Jak przyjechal moj maz i siedzielismy na korytarzu to ja plakalam ze chce juz do domu, ze dluzej tu nie wytrzymam i ze mam dosc szpitala!
Moze i sie nad soba rozczulalam ale czulam sie wykonczona psychicznie porodem, nieobecnoscia dziecka przy mnie, pania ordynator, bolem po cesarce, choroba malej, niewyspaniem i ogolnie wszystkim.Mialam tylko nadzieje ze nastepnego dnia mnie wypuszcza.wieczorem lekarz powiedzial ze zrobia malej badanie krwi rano i jak bilirubina bedzie git to do domu pojdziemy.w nocy pielegniarki troche mala same karmily bo poskarzylam sie ze nie daje rady juz odciagac i karmic jej tyle czasu bo sie wykoncze.rano siadlam do laktatora i nagle uciagnelam ponad 80 ml mleka! Psychika i tyle. Deprecha mi minela jak pojawila sie nadzieja na wyjscie do domu to i pokarm sie pojawil na nowo. nawet lekarz na obchodzie powiedzial sam ze to pewnie wynik stresu ze mleka nie mam i ze sie pojawi.w koncu przyszly wyniki i okazalo sie ze idziemy do domu! mialam chwile niepewnosci jak to bedzie, czy sobie poradze i takie tam ale w duszy mi krzyczalo DO DOMU!!! Gdyby mala karmili sonda i ja mialabym dalej z nia siedziec na oddziale to przysiegam ze potrzebowalabym opieki psychologa albo psychiatry wrecz bo jeszcze pare dni i ucieklabym ze szpitala zostawiajac wlasne dziecko.
Teraz jestesmy w domciu i jakos sobie radzimy.w styczniu operacja i wtedy mam nadzieje wszystko wroci calkowicie do normy.
czasem tylko jeszcze zadaje sobie ptanie "dlaczego?". Ale nie dlaczego nas to spotkalo tlko dlaczego do tego doszlo i jak tego uniknac przy drugim dziecku.
rozpisalam sie okropnie ale chcialam opisac cal pobyt w szpitalu bo sam porod teraz wspominam jako male piwo.gorsze byly te dni "po".
pozdrawiam
 
hej! nie martw się każdej z nas się coś takiego przydaża. Ja urodziłam swoją malutką Oleńkę 2.06.2006. Jest to moje pierwsze dziecko. Poród był krótki raptem od przyjechania do szpitala do urodzenia minęło 5 godz. Moja Pani ginekolog 30 czerwca stwierdziła że mała przyjdzie na świat za tydzień bądź 2 bo nic się nie dzieje. Termin miałam na 1. Więc 1 wzięłam się za porządki. I tak od 10 rano trwało sprzątanie, pranie, prasowanie, zakupy spacer z psem i obiad dla męża. On akurat jechał na 2 zmianę. O 10 coś mnie kręgosłup bolał ale co tam, czas na pracę. O 13 pomyslałam, że to już. Ale do męża nie zadzwoniłam. Poczekałam do 22 aż przyjedzie z pracy. regularne skurcze miałam gdzieś od 21. Bolało, ale co tam. Szybko zapomniałam. Ale najgorsze to się dopero zaczęło. Malutka cały czas płakała. Nikt, ale to nikt nie był w stanie mi pomóc. Ta noc była najgorsza. Pielęgniarka powiedziała, że mam problem i muszę dać sobie radę sama. Ja sama! Byłam tak bardzo wystraszona. Mała nie umiała jeść. A ja nie umiałam nic zrobić. Ten płacz był okropny. NIe umiałam nawet jej przewinąć. Teraz jak myślę o tym to się sama do siebie usmiecham, ale wtedy nie było mi do śmiechu. No i oczywiście zrobiła kupkę, smułkę. Oj to dopiero było. Załamanie moje pogłebiało się z minuty na minutę. Panie będące ze mną w pokoju, robiły takie miny, że miałam ochotę je zabić. Naszczęście wypisali mnie po półtorej dobie. Była to najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Jak najdalej od szpitala. Do dziś wspominam mojego dzielnego męża, który uczestniczył przy porodzie. Polecam. Obecność kogoś bliskiego to duże wsparcie. Jak tylko zobaczył, jak zwijam się z bólu pobiegł do lekarza po znieczulenie. Nic nie czułam. Dopiero poczułam jak mnie nacięto i zszywano. Ale było warto!!!!!
 
Marzenko , nie martw sie. Synek jak juz pisalam urodzil sie z wada serduszka i tez spadlo to na mnie jak grom z nieba. Pielegniarki w szpitalu nie byly mile do tego zakazili dziecka drogi moczowe wiec przez 10 dni lezalam i patrzylam jak szczesliwe mamy zdrowych dzieci po 3 - 5 dniach wychodza do domu. Mialam straszna depresje plakalam w kolko ale po wyjsciu wszystko sie zmienilo. Nie przeraza mnie juz ta wada serca bo mozna ja wyleczyc, wydaje mi sie ze u Twojego dziecka to tez nie bedzie duzy problem, nie dla wspolczesnej chirurgii dzieciecej i estetycznej wiec nie martw sie na zapas, wszystko sie ulozy ;)
 
Marzenko strasznie się wzruszyłam Twoim opisem!!! Byłaś bardzo dzielna - podziwiam, ja bez takich kłopotów czuję się już wykończona :) Najważniejsza dla małej jest twoja miłość a z rozszczepem to już sobie fachowcy na pewno poradzą!!
 
reklama
Marzena - dobrze ze się wyżaliłas, że wyrzuciłaś to z siebie- to na prawde pomaga. Ja cie doskonale rozumiem bo mimo że urodziłam zdrowe dziecko to swój poród i pobyt w szopitalu (10 dni) wspominam podobnie - z tym że mi udąło się urodzić naturalnie. Bardzo sie wzruszyłam twoim opisem i myśle że jesteś bardzo dzielna. Dobrze ze zyjemy teraz w takich czasach że można operować takie wady. Twoja niuińka na pewno będzie zdrową dziewczynką, zobaczysz. Trzymam kciukasy żeby się wszystko udało. Bardzo dobrze sobie radzisz i myśle ze niejedna osoba na twoim miejscy by sie załamała.
 
Do góry