mama Marcinka
Mama czerwcowa' 06 mam na imię Asia:)))
Słuchajcie, u nas w Lubuskiem jest taka miejscowość Sulechów. Tam jest oddział położniczy podlegający pod katedrę Uniwersytetu Szczecińskiego i jest on wymieniany jako jeden z trzech najlepszych w Polsce. Ordynatorem jest tam mój ginekolog, więc oczywiście tam rodziłam. Nie płaci się tam za nic ( poza porodem w wodzie i znieczuleniem zewnątrzoponowym), a warunki i opieka rewelacyjne. Ale jak ktoś ma pecha... Ja urodziłam w sobotę wieczorem, przez weekend na oddziale było mniej personelu i z tego powodu byłam zdana sama na siebie. W niedzielę około południa pojawiła się położna z pytaniem, czy już wstawałam i byłam w toalecie, bo powinnam to zrobić 12 godzin po porodzie (minęło ok. 20). No i nie pojawił się nikt, żeby pomóc w karmieniu czy przewijaniu. Kiedy po 10 godz. nikt nie przyszedł przewinąć małego, zwlekłam się z łóżka i zrobiłam to sama. Był to dla mnie taki wysiłek, że potem przez kilkanaście minut dochodziłam do siebie, byłam po prostu zlana potem... Ale za to od poniedziałku, kiedy już pojawił się ordynator i więcej personelu, wszystko było jak najlepiej. A i podczas samego porodu było wspaniale - mąż cały czas we wszystkim uczestniczył, położna była przy nas, a jeszcze na koniec lekarz zrobił kilka ujęć z samego momentu porodu i przecięcia pępowiny przez męża i płytę z tymi zdjęciami dostaliśmy do domu przy wypisie. Naprawdę niesamowita pamiątka!