reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Moje dziecko walczy o życie a ja nie mam już siły

mamo Wojtusia, przeczytałam wszystkie posty od początku wątku. Cieszę się, że z Wojtusiem wszystko się dobrze układa i że jest taki silny. Co do drugiej ciąży to będę trzymała kciuki, abyś dotrwała w dwupaku jak najdłużej i wiem, że Wojtuś nie będzie miał Ci za złe tego, że teraz mniej się nim opiekujesz... Trzymam kciuki i pozdrawiam Ciebie i Twoje maleństwa.
 
reklama
witam wszystkich! Nie pisałam przez długi czas bo wiele się u mnie wydarzyło, ale zacznę od początku. 18 sierpnia podczas wizyty u ginekologa okazało się że mam rozwarcie na około 2 cm i muszę natychmiast jechać do szpitala, pojechaliśmy tam od razu a ja czułam się tak jakbym miała jakieś deja vu (tak samo było z Wojtusiem, nawet dzień tygodnia się zgadzał) na szczęście nie miałam skurczy. W szpitalu już na dzień dobry podano mi celeston(na rozwój płuc u dziecka) i porobiono konkretne badania (w sumie jestem zadowolona z opieki). Rozwarcie szyjki macicy po badaniu usg wyszło na 2,6 cm, po badaniach okazało się że mam infekcję nerek, więc włączono mi antybiotyk, leżenie przez cały czas i tokolizę (po to by nie było skurczy). To był dla mnie okropny czas, martwiłam się o dzidziusia, ominął mnie chrzest Wojtusia (do szpitala trafiłam w środę a chrzest był zaplanowany na sobotę i wszystko było dograne na ostatni guzik), jego pierwszy ząbek, czworakowanie, niejedną noc przepłakałam. w sumie podczas 4 tygodni w szpitalu większość czasu byłam na antybiotyku, krew do badań na leukocyty i crp miałam pobierana codziennie albo co 2 dni, moje żyły wyglądają jak u narkomana (welflon starczał średnio na 2 dni), pielęgniarki miały duży problem ze znalezieniem jakiejkolwiek nadającej się do wkłucia. Wszystko szło jak należy do 15 września, wtedy zauważyłam że zaczęły mi puchnąć dłonie (tak dziwnie bo od małego palca po kolei puchły mi następne zarówno w jednej jak i w drugiej dłoni), wieczorem na obchodzie powiedziałam to lekarzowi bo nie dosyć że mi spuchły i to tak że nie mogłam nawet otworzyć butelki z wodą to doszło także swędzenie, wymogłam na lekarzowi zrobienie prób wątrobowych bo podejrzewałam że mam cholestazę ciążową, noc była okropna bo zaczęły mi puchnąć także nogi, ale rano wydawało mi się że jest poprawa (pielęgniarki pokazały mi także wyniki prób wątrobowych i nic nie wskazywało na cholestazę) wtedy także pobrano mi krew na leukocyty i crp. Podczas obchodu usłyszałam od ordynatora że idę na porodówkę bo moje CRP 10-krotnie przekroczyło normę a leukocyty także wzrosły od ostatniego badania i wszystko wskazuje na infekcję dlatego zadecydowali zakończyć ciążę dla dobra dziecka (mogło dojśc do infekcji wewnątrzmacicznej). Byłam w szoku zaczęłam prawie krzyczeć że pewnie się pomylili i żeby jeszcze raz wszystko sprawdzili (teraz niewiele z tego pamiętam), że jest za wcześnie, że nie mam skurczy itp. chyba wszystko po prostu wróciło. Histeryzowałam także z tego powodu że usłyszałam iż będę rodzić naturalnie, bałam się że dzidziuś urodzi się bardzo zmęczony porodem i potem nie da sobie potem rady.Ordynator chyba dla świętego spokoju powiedział ze jeżeli chce mieć cesarkę to proszę bardzo. Bardzo szybko trafiłam na stół operacyjny i o 10:50 narodził się mój synek Wiktor (a miała być dziewczynka Wiktoria), waga 1770 gram, 44 cm, i 7 punktów w skali apgar a ja zostałam mamą kolejnego wcześniaczka. Wiktorek od razu trafił na neonatologię, mimo iż od razu dobrze oddychał to potem trafił na 4 dni na cpap (urodził się z zapaleniem płuc, moja infekcja jednak go dosięgnęła), teraz oddycha sam, mimo początkowych problemów z trawieniem teraz powoli wszystko się ruszyło, przybiera na wadze, usg główki w porządku i mam nadzieję że już wkrótce będzie z nami w domku. Wkrótce postaram się więcej napisać, trzymajcie za nas kciuki
 
boże święty co za historia!!!:szok:
jesteście niesamowici.tyle ile Wy znieśliscie i wytrzymaliście to się w głowie nie mieści.
z resztą Wy wszystkie Mamy wczesniaków jesteście wspaniałe i budzicie mój podziw i szacunek.
mamoFraniowa i mamoPaulinki i wszystkie pozostałe.
Życzę Wam,żeby skończyły się Wasze troski i zmartwienia,żeby dzieci rosły zdrowo i szczęśliwie i na drodze ku temu zyczę wytrwałosci i siły która jest w Was-Matkach niezłomna.
 
MAMO WOJTUSIA i WIKTORKA - zycze duzo sily i zdrowka dla chopakow! Trzymam kciukasy, zeby bylo w koncu z gorki!
 
No podwójna mamo- mega gratulacje!!!Wiktory to silne chłopaki,wiem bo sama mam Wiktora w domu:)...Wiktor to w końcu znaczy Zwycięsto prawda...a ja się zastanawiałam co u Was,ale bałam się wywoływac Cię do "tablicy"....a teraz nie trzymaj nas tak długo w niepewności i pisz co z chłopcami...
 
Witam! Dzięki za słowa wsparcia. U Wiktorka czyli mojej najmłodszej pocieszki wszystko w porządku, dziś został przeniesiony z inkubatora do łóżeczka i mam nadzieję że sobie poradzi z utrzymaniem temperatury, mały waży 1800 gram i jest słodziutki. Oddechowo jest super, tylko nie bardzo chce ciągnąć smoka i dlatego dostaje jedzonko sondą ale wszystko trawi i nie ma zalegań. Lekarza twierdzą że wyjdzie z tego bez szwanku. Co do Wojtusia to już od 2,5 tygodnia ma katar i nie za bardzo chce mu to cholerstwo przejść, byliśmy już z nim 3 razy u lekarza. Po antybiotyku nie za bardzo mu chce to przejść. Moim zdaniem winna temu jest tez przegroda nosowa (mały ma ją skrzywioną - jedna dziurka jest mniejsza a druga większa). Przez ten katar to ominęły nas dwie rehabilitacje, mały schudł pół kilo bo doszedł do tego brak apetytu (stopniowo teraz się rozkręcamy z jedzonkiem ale i tak najwięcej je przez sen i to nocą, w dzień zaczyna histeryzować jak widzi butelkę i nie za bardzo wiem jak temu zaradzić). Ominęła nas także wizyta u neurologa, czego bardzo żałuję, ale bałam się jechać z nim do szpitala w takim stanie bo ten katar to tez załapał w szpitalu (mąż był z małym na kontrolach 2 dni z rzędu i na następny dzień okazało się że mały jest chory). Wiecie dziewczyny jestem już tym wszystkim tak zmęczona że czasami nie mam siły wstać z łóżka , chciałabym zasnąć i obudzić się za kilka lat, kiedy najgorsze będzie już za nami (mam nadzieję) Poniżej zamieszczam kilka zdjęć moich skarbków. Ten większy to Wojtuś a ten mniejszy to Wiktorek.
 

Załączniki

  • DSC00442.jpg
    DSC00442.jpg
    21,3 KB · Wyświetleń: 179
  • DSC00431.jpg
    DSC00431.jpg
    22,8 KB · Wyświetleń: 182
  • PICT0100.jpg
    PICT0100.jpg
    17,4 KB · Wyświetleń: 176
  • DSC00499.jpg
    DSC00499.jpg
    16,5 KB · Wyświetleń: 173
  • PICT0088.jpg
    PICT0088.jpg
    19,8 KB · Wyświetleń: 167
  • DSC00496.jpg
    DSC00496.jpg
    16,1 KB · Wyświetleń: 176
Mamo Wojtusia i Wiktorka, ja właśnie tego się boję co Wy przeżyliście, niedawno urodziła się moja córeczka, która była bardzo dzielna i była z nami 29dni, w przyszłości bardzo chciałabym, aby Laura miała ziemskie rodzeństwo, ale ja także boję się deja vu, bo moja historia zakończyła się tragicznie, a drugiego razu bym nie przeżyła:(
 
Mamo Wojtusia i Wiktorka jak to miło przeczytać, że u Wiktorka wszystko dobrze. Oby tak dalej. Mam nadzieje, że Wojtuś szybko wróci do zdrówka. Śliczne masz dzieciaczki. Napewno jest Ci ciężko, ale dasz radę. Jak masz doła to spojrzyj na Twoje kochane maluszki i od razu poprawi Ci się nastrój.
 
reklama
Do góry