Dopełzłam do domu i padam na pysk! Jutro wyjeżdżam na 4 dni na imprezę integracyjną na Mazury, znaczy impreza 3 dni, ale ja jadę dzień wcześniej dopilnować bałaganu. No i dzisiaj maaaasa rzeczy była jeszcze do załatwiania. Postanowiłam rozdać pracownikom nagrody za śmieszne cechy, jako pracowników właśnie. I wymyśliłam sobie, że nagrodę każdy dostanie spersonalizowaną, odpowiadającą cesze/zachowaniu, za którą nagrodę dostaje. No i powróz sama na siebie ukręciłam, bo kupno 30 różnych gadżetów pasujących do osoby i sytuacji było masakryczne. A jeszcze nie miałam kogo o pomoc poprosić, bo nawet asystentki nie wtajemniczałam, żeby też miała niespodziankę. Ale wreszcie wszystko kupione! Moim ulubionym gadżetem jest nagroda dla kolegi, który zawsze w biurze wita się Ave Satan - kiedyś zapalonego metalowca, dzisiaj pana koło 40 z wąsami i w garniturze, ale z nastoletnią fantazją. Kupiłam mu miauczącego (na przycisk), futrzanego, najsłodszego na świecie kota. Czarnego. Do złożenia w ofierze ;-)
Maruda, co do lekarzy - chodzę prywatnie. Powody były 2: raz, że nie mam czasu ani cierpliwości na naszą służbę zdrowia, wizyty zawsze chcę mieć wieczorem, żeby nie zwalniać się za każdym razem z pracy, bo uważam to za paranoję; a dwa, poszłam prywatnie do lekarza, ze szpitala w którym chcę rodzić. Zwiększa mi to szanse przyjęcia na oddział, nawet jeżeli będzie oblegany. A poza tym to lekarz, którego opiekę chcę mieć podczas porodu. Zadowolona jestem bardzo, fajny facet, dobrze nam się "współpracuje". Nawet mój mąż złapał z nim "chemię".
Ech, idę spakować siebie i małża (imprezy integracyjne mamy na szczęście zawsze z drugimi połówkami), bo zaraz okaże się np., że bluza, którą mój potwór koniecznie chciał zabrać jest nieuprana, albo nieuprasowana.
Ciekawe, jak będzie z netem w tej mazurskiej głuszy? Bo jeżeli nie będzie, to będę oderwana od Was na 4 dni!!! Przerażające!!!