Wstyd się przyznać,ale chyba muszę spojrzeć prawdzie w oczy...
sama jestem sobie winna!
Mój mąż ma problem - z alkoholem. Nie jest brutalny, nigdy nie podniósł na mnie nawet ręki, nie krzyczy.
Ale ma problem.
Myślałam, że ślub coś zmieni. Myliłam się.
Miałam nadzieję, że dziecko może jakoś na niego wpłynie.
I znów pomyłka.
Wiem dziewczyny, jestem strasznie naiwna i bezmyślna,
ale miłość czasem jest też ślepa...
Ma pretensje, że ja ciągle mam pretensje i fochy - niech spróbuje chociaż JEDEN dzień
być w ciąży! Pewnie by go nie przeżył.
No i tydzień temu się tak pokłóciliśmy, że spakował torbę i pojechał sobie...
I tak jestem sobie sama. Z moją malutką fasolinką...
Fantasia, przykro mi, ale wierz mi tak bedzie lepiej. Mam podobny przykład w swojej rodzinie... Alo twój M zacznie się leczyć albo będzie ci samej lepiej, spokojniej choc nie łatwo.
Poziomki ma rację, przemyśl czy warto by wracał, bez podjęcia leczenia NA PEWNO NIE.