Cześć dziewczyny, moja historia jest trochę długa i zawiła, ale w skrócie, staramy się z mężem od roku, we wrześniu 2018 doszło do pierwszego poronienia, brałam tony leków, z miesiąca na miesiąc coraz większe ilości, które wcale mi nie pomagały, brak owulacji, śluzówka słaba. Po pól roku wkurzyłam się i zmieniłam lekarza. Okazało się że mam PCO i leki wcale mi nie pomagały. Lekarz kazał odstawić wszystko zapisał mnie na zabieg laparoskopowego nakuwania jajników, a tu pyk stał się cud i okazuje się, że jestem w 6tc!!! Co prawda totalnie wyluzowałam, bo czekałam na ten zabieg i myśle że to też miało duży wpływ na mój stan. Do tej pory żyłam w permanentnym stresie, a koleżanki które naokoło wszystkie zachodziły w pierwszych cyklach nie pomagały. Jutro mam wizytę u doktorka. Najgorsze jest to, że nadal jestem zestresowana bo moja beta nie jest za dobra, a objawy ciązy mi zanikły w tym tygodniu;/ czy któraś z Was też tak miała? Jedyne co pozostało to widoczne żyły na piersiach i lekka sennośc w ciągu dnia.
Mam nadzieję, że będe mogła się pochwalić małą fasolką mimo przeciwności losu w ostatnich miesiącach i licze na wasze wsparcie