Witajcie Dziewczynki!!!!
u mnie się napewno "COŚ" zaczęło!!! Matko - boję się.. normalnie się boję...
po 4:00 obudziałam się z ogromnym parciem na siku. Najpierw pomyślałam, że jeszcze wytrzymam (myślałam, że jest ok. 6:00, więc te 30 minut jakoś bym przespała), no ale jak spojrzałam na tel. wolałam wstać i odwiedzić wc (po co się męczyć).. Niom - i masakra siusiałam chyba z minutę. Wstałam zrobiłam kroka do umywalki i czuję, ze popuszczam dobrze, ze mialam awaryjne bokserki w łazience, tamte wrzuciłam do pralki, założyłam świeże no i znowu usiadłąm na wc. Troszkę puściłam sika, więcej nie szło, więc ubrałam się, umyłam ręce..no i ledwo przeszłam 1m od drzwi jak znowu coś poleciało..noszzz... wiec cała akcja się powtórzyła..tym razem posiedziałam dłuzej na kibelku bacznie obserwując za każdym razem papier toaletowy, pobujałam się na wc troszkę, wstałam, wzięłam majtki z suszarki, przykleiłam podpaskę ze skrzydełkami i poszłam do łózia..Oczywiście o spaniu już nie było mowy... Jak M wstał do pracy powiedziałam mu o tym "wypadku", no i stwierdziliśmy, że musimy poczekać, poza tym mojej gin do niedzieli nie ma na oddziale, bo się urlopuje!!! No ale.. mów tu sobie - trzeba czekać.. Jak wstałam po 8:00 to już popuszczałam w drodze do wc (ale mogłam to jeszcze w miarę kontrolować - nie było to takie bezwarunkowe lanko).. Wymieniłam podpaskę, ubrałam się, poszłam do mamy na kawkę, włączyłam u niej kompa.. no i znowu czuję jakieś parcie..więc znowu wc - no i ... odchodzi mi moje drogie czop (wcześniej z rana nie byłam pewna, bo były to takie śladowe ilości, i wyglądało jak rzadki katar, a teraz był już taki żółtawy z deka i bardziej galaretowaty).. no MASAKRA - nie wierzę, że WAm o tym piszę!!! SZOK.. Boję się!!! O Mamo... Ale nic - czekam sobie dalej..
Pójdę się chyba zaraz wykąpać - bo coś za szybko zaczyna się to wszystko toczyć..
Skurczy oczywiście nie mierzę - bo jest to jakieś takie "ćmienie" nadal jak przy okresie, więc.. zachowuję spokój (w miarę)
u mnie się napewno "COŚ" zaczęło!!! Matko - boję się.. normalnie się boję...
po 4:00 obudziałam się z ogromnym parciem na siku. Najpierw pomyślałam, że jeszcze wytrzymam (myślałam, że jest ok. 6:00, więc te 30 minut jakoś bym przespała), no ale jak spojrzałam na tel. wolałam wstać i odwiedzić wc (po co się męczyć).. Niom - i masakra siusiałam chyba z minutę. Wstałam zrobiłam kroka do umywalki i czuję, ze popuszczam dobrze, ze mialam awaryjne bokserki w łazience, tamte wrzuciłam do pralki, założyłam świeże no i znowu usiadłąm na wc. Troszkę puściłam sika, więcej nie szło, więc ubrałam się, umyłam ręce..no i ledwo przeszłam 1m od drzwi jak znowu coś poleciało..noszzz... wiec cała akcja się powtórzyła..tym razem posiedziałam dłuzej na kibelku bacznie obserwując za każdym razem papier toaletowy, pobujałam się na wc troszkę, wstałam, wzięłam majtki z suszarki, przykleiłam podpaskę ze skrzydełkami i poszłam do łózia..Oczywiście o spaniu już nie było mowy... Jak M wstał do pracy powiedziałam mu o tym "wypadku", no i stwierdziliśmy, że musimy poczekać, poza tym mojej gin do niedzieli nie ma na oddziale, bo się urlopuje!!! No ale.. mów tu sobie - trzeba czekać.. Jak wstałam po 8:00 to już popuszczałam w drodze do wc (ale mogłam to jeszcze w miarę kontrolować - nie było to takie bezwarunkowe lanko).. Wymieniłam podpaskę, ubrałam się, poszłam do mamy na kawkę, włączyłam u niej kompa.. no i znowu czuję jakieś parcie..więc znowu wc - no i ... odchodzi mi moje drogie czop (wcześniej z rana nie byłam pewna, bo były to takie śladowe ilości, i wyglądało jak rzadki katar, a teraz był już taki żółtawy z deka i bardziej galaretowaty).. no MASAKRA - nie wierzę, że WAm o tym piszę!!! SZOK.. Boję się!!! O Mamo... Ale nic - czekam sobie dalej..
Pójdę się chyba zaraz wykąpać - bo coś za szybko zaczyna się to wszystko toczyć..
Skurczy oczywiście nie mierzę - bo jest to jakieś takie "ćmienie" nadal jak przy okresie, więc.. zachowuję spokój (w miarę)