Luizagr4
Zaciekawiona BB
- Dołączył(a)
- 2 Sierpień 2020
- Postów
- 30
Hej. Jestem tutaj, bo mam pewien problem. Od prawie 4 miesięcy jestem "szczęśliwą" mamą. Dziecko nie było planowane. Po prostu środki antykoncepcyjne zawiodły. Sam poród i pobyt w szpitalu przyprawia mnie o dreszcze. Po powrocie do domu była istna katorga. Pierwszy miesiąc non stop na piersi, nic nie mogłam bez niego zrobić. Nawet wypicie porannej kawy było hardcore. Po miesiącu zrezygnowałam z karmienia, bo wykańczało mnie to psychicznie. Nie mogłam nigdzie wyjść, ewentualnie na spacer z wózkiem.
Mój narzeczony pracuje, bardzo dużo. Na co dzień jestem sama. On wraca nawet ok. Północy. Codziennie jest to samo. Wcześniej moje życie było wolne. Robiłam co chciałam i kiedy chciałam. Teraz nie mogę. Każdy mój dzień jest taki sam. Codziennie spacer, zakupy, sprzątanie itd. Nikogo do pomocy nie mam.
Moja mama nie żyje, tato pracuje zawodowo, rodzeństwa nie posiadam. Teściowie są już osobami starszymi i po prostu nie mają już takiej werwy do maleńkiego dziecka. Wszyscy moi znajomi pracują od rana do wieczora. Mam szanse na wizyty u nich ale tylko w weekend. Ale szczerze mówiąc nie mam na to ochoty, bo jak myślę o tych pampersach, mlekach, grzechotkach to zwyczajnie mi się nie chce jechać.
Każda posiadówka kończy się ryczeniem dziecka i moim powrotem do domu o 21. Znajomi też praktycznie przestali mnie odwiedzać, każdy jest w kwicie wieku i po prostu nie mają ochoty żeby słuchać matki Polki. Wola jechać nad jezioro, imprezę czy na działkę. Nie mówię, że mnie nie odwiedzają, bo to było by kłamstwo, ale są to wizyty raz na 2/3 tygodnie. Jestem już wykończona psychicznie. Chciałabym wyjść i się rozerwać. Jestem okropnie na siebie zła, że tak potoczyło się moje życie.
Od pewnego czasu nic nie robię. Wstaje o 11, włączam tv. Dziecko leży w łóżeczku. Mam to szczęście że mój mały bawi się sam. Trochę pośpi. Mam dość samotnych spacerów po mieście. Po prostu mam ochotę usiąść i płakać. Na faceta nie mam co liczyć, ma taką pracę a nie inną. Rzadko kiedy wraca wcześniej. Jak już mu się uda, to jest godzina 20. Dziecko o tej godzinie już idzie się myć i spać. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. Już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Najgorszy jest fakt, że to dopiero początek.
Po skończeniu urlopu nie mam szans na powrót do pracy. Na pewno nie do tej samej. Godzinowo odpada (9-18/19/20). W moim mieście nie ma żłobka a opiekunka odpada. Nieraz siedzę i płacze. Bo jestem wyrodną matką. Nie reaguje na jego płacz. Zdarza się, że nic nie jem całymi dniami. Po prostu brakuje mi mojego wcześniejszego życia. Ubolewam nad tym, że to ja muszę z nim siedzieć. Facet wsiada w samochód i znika. Jak zdarzy mu się pobyć z nami w domu, bo np ma na późniejszą godzinę, to mi mówi że przeżywam i przesadzam. On z nim pobawi się 30 min i twierdzi, że to nie jest trudne.
Owszem nie jest, ale jak się to robi raz na jakiś czas a nie dzień w dzień po kilka godzin. Jestem totalnie wykończona, a to dopiero początek. Nie chcę nawet myśleć co to będzie jak młody będzie domagał się więcej uwagi. Nie widzę siebie w roli matki. Seksu też prawie nie uprawiamy, bo boje się że środki anty znowu zawiodą, a kolejne dziecko kompletnie nie wchodzi w grę. Nie wiem co mam robić. Wiem, że poniekąd może to wszystko siedzieć w mojej głowie. Ale ja po prostu nie nadaje się na bycie matką. Są dni, że jestem bliska wyjścia z domu i zostawienia dziecka w samotności... Tak bardzo chce mi się płakać.
Mój narzeczony pracuje, bardzo dużo. Na co dzień jestem sama. On wraca nawet ok. Północy. Codziennie jest to samo. Wcześniej moje życie było wolne. Robiłam co chciałam i kiedy chciałam. Teraz nie mogę. Każdy mój dzień jest taki sam. Codziennie spacer, zakupy, sprzątanie itd. Nikogo do pomocy nie mam.
Moja mama nie żyje, tato pracuje zawodowo, rodzeństwa nie posiadam. Teściowie są już osobami starszymi i po prostu nie mają już takiej werwy do maleńkiego dziecka. Wszyscy moi znajomi pracują od rana do wieczora. Mam szanse na wizyty u nich ale tylko w weekend. Ale szczerze mówiąc nie mam na to ochoty, bo jak myślę o tych pampersach, mlekach, grzechotkach to zwyczajnie mi się nie chce jechać.
Każda posiadówka kończy się ryczeniem dziecka i moim powrotem do domu o 21. Znajomi też praktycznie przestali mnie odwiedzać, każdy jest w kwicie wieku i po prostu nie mają ochoty żeby słuchać matki Polki. Wola jechać nad jezioro, imprezę czy na działkę. Nie mówię, że mnie nie odwiedzają, bo to było by kłamstwo, ale są to wizyty raz na 2/3 tygodnie. Jestem już wykończona psychicznie. Chciałabym wyjść i się rozerwać. Jestem okropnie na siebie zła, że tak potoczyło się moje życie.
Od pewnego czasu nic nie robię. Wstaje o 11, włączam tv. Dziecko leży w łóżeczku. Mam to szczęście że mój mały bawi się sam. Trochę pośpi. Mam dość samotnych spacerów po mieście. Po prostu mam ochotę usiąść i płakać. Na faceta nie mam co liczyć, ma taką pracę a nie inną. Rzadko kiedy wraca wcześniej. Jak już mu się uda, to jest godzina 20. Dziecko o tej godzinie już idzie się myć i spać. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. Już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Najgorszy jest fakt, że to dopiero początek.
Po skończeniu urlopu nie mam szans na powrót do pracy. Na pewno nie do tej samej. Godzinowo odpada (9-18/19/20). W moim mieście nie ma żłobka a opiekunka odpada. Nieraz siedzę i płacze. Bo jestem wyrodną matką. Nie reaguje na jego płacz. Zdarza się, że nic nie jem całymi dniami. Po prostu brakuje mi mojego wcześniejszego życia. Ubolewam nad tym, że to ja muszę z nim siedzieć. Facet wsiada w samochód i znika. Jak zdarzy mu się pobyć z nami w domu, bo np ma na późniejszą godzinę, to mi mówi że przeżywam i przesadzam. On z nim pobawi się 30 min i twierdzi, że to nie jest trudne.
Owszem nie jest, ale jak się to robi raz na jakiś czas a nie dzień w dzień po kilka godzin. Jestem totalnie wykończona, a to dopiero początek. Nie chcę nawet myśleć co to będzie jak młody będzie domagał się więcej uwagi. Nie widzę siebie w roli matki. Seksu też prawie nie uprawiamy, bo boje się że środki anty znowu zawiodą, a kolejne dziecko kompletnie nie wchodzi w grę. Nie wiem co mam robić. Wiem, że poniekąd może to wszystko siedzieć w mojej głowie. Ale ja po prostu nie nadaje się na bycie matką. Są dni, że jestem bliska wyjścia z domu i zostawienia dziecka w samotności... Tak bardzo chce mi się płakać.