w skrócie powiedzieli mi wczoraj w aptece, że kierowniczka mi wystawi dzisiaj receptę farmaceutyczną, żebym mogła wykupić clo w innej aptece. I że ona jest 13-21 w pracy. Więc o 20 zadzwoniłam pytać co z tą recepta, a ta kierowniczka wyskoczyła na mnie z ryjem, że ją stawiam pod ścianą. I że mi jej nie wystawi. Mają moje namiary w aptece, ale nikt nie raczył do mnie zadzwonić z informacją, że jednak jej nie wystawia. Piątek. Godzina 20. A my od jutra nie mamy leku. Jakby zadzwonili o 13, to bym jeszcze była w stanie coś zdziałać, ale oni ewidentnie mnie olali. Odpaliłam wrotki i przez 20 minut dyskutowałam z babą, kazała mi dzwonić do faceta, który wystawiał dwie pierwsze recepty,l farmaceutyczne, podała numer. Okazało się, że jest zupełnie inaczej niż mi cały czas opowiadał personel apteki od trzech tygodni i że on jest w tak samo trudnej sytuacji jak my tak naprawdę. Koniec końców dostaliśmy receptę o 21.41. Koleś wkurwiony, ja wkurwiona, wszyscy wkurwieni.