Hej hej w sumie nie mam nic konkretnego do napisania
tej nocy obudzilam sie sama z siebie o 5, chyba juz udziela mi sie stresik przed rozwiazaniem, uaktywniaja sie obawy jak to bedzie z codziennoscia z dwojka brzdacow. Ale z drugiej strony generalnie jestem spokojna, mam tylko takie fazy. Poza tym... dzis maz w domu duzo posprzatal, po czym poszedl do pracy, a ja zaraz rozbilam sloik z ogorami kwaszonymi. W zyciu nie myslalam, ze moze sie rozbic na taka ilosc drobnych kawaleczkow! Wiec sprzatalam tak czy siak, choc wydaje mi sie, ze podloga wciaz wali ogorkami.
Odpada mi problem pakowania torby, bo w Austrii w szpitalach maja naprawde wszystko (no poza szczoteczk do zebow ;-)) poza tym... nie wiem na jakiej zasadzie to dziala, ale od mojego powrotu do domu ze zjazdu Kinga znow kaszle, kicha, dzis miala lekko podniesiona temperature. Wiec laduje w nia co sie tylko da. Sama chyba wie, co dobre, bo dzis na sniadanie, pomimo braku apetytu, wciagnela z osiem lyzek miodu
od dzis wisi u nas wreszcie hamak (my takie hamakowe typy jestesmy) i dzis moja Kinga tak na prawde pierwszy raz na prawde poczula kopniaki od Adeli (a akurat czytalam jej zolwia Franklina, o tym ze zostal starszym bratem). Bardzo jestem cielawa jak ona sie odnajdzie w nowej sytuacji... i w sumie jak ja sama tez, czasem mam wrazenie, ze zapomnialam jak to jest z takim malenstwem i ze mnie to wszystko przerosnie. Tak wiem, nie ma co sie martwic na zapas.