To nie jest takie proste.
Tej co będzie chciało się to czytać to dziękuję, pisze bo pisze.
I To nie żaden kryzys mamy tylko poprostu ja będę dalej w tym siedziała bo dziecko, a gowno z tego będzie ja widzę. Z parę dni temu widziałam u niego w komórce po kłótni z teściową jak zawsze, że jego brat do niego zaczął coś pisać że on bardziej patrzy u nas niż żeby u mamy i u nich dobrze było (brat mieszka z matka jeszcze), i jego brat coś napisał o moim tacie nie dobrego, mój tata nie żyje był dla mnie autorytetem, z matka nie mam kontaktu bo ma mnie w dupie, także on coś obraził mojego nie żyjącego tate a mój mąż nie zareagował wogule wiedząc że to mój NAJSLABSZY punkt. Nie wspomniałam nic bo zaraz by było że przejzalam mu komórkę. I wczoraj ja się małą zajmuje bo plakala strasznie i on klnie że spać chce, ja mówię że to nie moja wina i wogule. I zaczął coś mówić że idzie spać na łóżko w drugim pokoju (Ja tego nie toleruje i nie wyobrażam sobie albo śpimy razem albo wogule. Tak mam.), i coś że "skończy jak...." I ja dokonczylam " jak mój tata, gowno powiedziales jak braciszek zaczął gadać!! Co powiedziałeś!? NIC! tyle szacunku! To że mnie nie szanujesz to h** ale mojego taty !?" I się rzucił, slowami, rękoma że na jego brata i rodzinę nic nie będę gadała. Że to ja się do ich rodziny dopisałam a nie on do mojej, że jestem ***** i nie mam prawa nic mówić na nich . Ale ja nic złego nie powiedziałam.. Ogólnie było strasznie. Mała spala w pokoju obok. Nic nie słyszała. Ale ja się czułam strasznie... I mi pod koniec powiedział że on CHLOPA nie znał i koło HUJA mu on lata. Mój TATA!!!!!!!!! *****. Krzyknęła że nie dorasta mu do pięt i wyszłam. Spał w pokoju obok. Od 4 lat odkąd żyjemy ze sobą nawet przy kłótni jakiejkolwiek nigdy nie spaliśmy osobno. Dziś całą noc... Ja się trzeslam, płakałam.. aż zasnąlam nad ranem.
On wyszedł rano, wrócił o 17nastej ze znajomymi. (Bo wczoraj jak było ok to się umawialiśmy że rybke zjemy), na mnie nawet nie spojrzał, nie odezwał się, siedzieliśmy, zjedliśmy i on się zmyl że jadą na ryby. Siedzę sama z małą. Zero rozmowy, zero przepraszam, nic. Nic go nie obchodzi i pewnie jeszcze będzie wmawial że moja wina jak zwykle a ja polegne. Kocham go, miałam ciężkie życie i kocham go tak mocno że nikt tak nie kocha, toleruje WSZYSTKO, ale nie gadanie na mojego tatę....
Najwyraźniej ja jestem smieciem a jego rodzina najważniejsza. Nie chce tak.
Wychodząc dał buziaka dla małej i powiedział że kocha.. mnie olał choć ją trzymałam na rękach, a siedział z 3 godziny w domu, nawet słowa mi nie powiedział..