Jak jestem z mężem w sklepie, to on się nie patyczkuje. Jest na głos coś w stylu: No idź Misiu, jesteś przecież w ciąży i się źle czujesz, ludzie Cie przepuszczą. Sama różnie, ale zwykle czekam w kolejce. Każdy się odwraca plecami. A raz w Lidlu otworzyli kasę dodatkową, ludzie się rzucili, ja idę, a chłop jakiś do mnie żebym go wypuściła, bo ma mniej zakupów... Ogólnie myślałam, że się popłacze, bo byłam od rana na nogach i wracałam z kursu z Warszawy 400km... A była 20:00 i prosto z trasy pojechałam kupić cokolwiek do jedzenia. Mąż był w pracy przez kilka dni więc w lodówce pustki.
Ale ostatnio w Kiku przepuściła mnie babeczka, taka koło 50tki. Normalnie szok.