Mi się wydaje, że rozmowa jest kluczem sukcesu
i jedynym wyjściem, źeby ustalić czego wzajemnie oczekujecie.
Ja np. wiem, że mój Mąż bardzo dużo pracuje i często go nie ma, ale po pierwsze to to nie jest jego wina, bo z tego żyjemy i niestety ma taką pracę, że jak np. projektuje maszynę to może robić to nawet w domu, jeśli jest potrzeba, żeby był... ale jak jest montaż no to jeździ - czasem nawet na noc nie wraca, bo jak ma następnego dnia np. jechać znowu 600 km to wiadomo, czasem - jak ostatnie dni wychodzi przed 7 a jest po 22, bo jak robią próby to przecież nie powie „sorry chłopaki jest 16 ja spadam do domu”, jeśli wszystko ustawiają, mają rozgrzane maszyny, a poskładanie, chłodzenie, czyszczenie trochę zajmuje, więc nie opłaca się robić 2 godzinnej próby... pomijając to, źe często takie rzeczy robią dopiero po zamknięciu danego zakładu. Taka praca.
Po pracy też czasem wychodzi np. na squasha czy piwo z kolegami - jak mam ochotę to idę z nimi, jak nie to idzie sam. Ja też wychodzę z koleżankami i nigdy nic nie ma przeciwko. Też się śmiał ostatnio, ze musi teraz chodzić, bo od listopada nie będzie tak łatwo...
Uważam, że prócz wspólnego życia każdy ma jeszcze swoje własne i powinien móc z niego korsystać. Nie wyobrażam sobie np. powiedzieć mojemu Mężowi - „Ty w tym roku nie będziesz jeździł na motorze, bo ja jestem w ciąży i nie mogę” ... jeździł, trochę rzadziej, bo i czasu ma jakoś mało, ale miał ochotę i jeździł.
W styczniu zarezerwowaliśmy narty ze znajomymi i myślę, że jakoś ogarniemy - będziemy jeździć na zmianę, choć on pewnie więcej... musimy się dostosować
mam nadzieję, że dziecko nam nie zmieni zabardzo naszego dotychczasowego życia - myślę, że nauczymy się dobrej organizacji i damy radę
W ogóle mamy zarezerwowany wyjazd sylwestrowy na Gran Canarię... rezerwowany wcześniej niż wiedzieliśmy o ciąży. Ciekawe czy nam się uda to ogarnąć czy zrezygnujemy ;p