Witajcie,
przede wszystkim spóźnione wszystkiego najlepszego dla naszych kochanych roczniaków!!
Jakoś nie mam serca pisać. U nas wszystko ok, byliśmy na szczepieniu, Filip ma 75cm i 9 kg. Taki drobniutki taki się zrobił. Dobrze że w tatusia się wdał (oby), bo patrząc na siebie to same kłopoty z takim grubasem jak ja. Co do Filipa to dzisiaj okulista nas czeka, ale nie mam większych nadziei na to, żeby zdjąć już mu okulary. Jeszcze mam przez tydzień smarować jego ptaszka jakąś maścią 3x dziennie, bo coś ze stulejką się zrobiło. No i jak pediatra lewego jądra znaleźć nie mogła, to się zestrachałam, ale na szczęście było.
Młody szaleje - pochwalę się - chodzi, wspina się na łóżko, nauczył się sam schodzić, wchodzi po schodach (u mamy), robi tany tany, pokazuje jaki jest duży (to mu długo nauka szła), robi papa, a jeszcze od wczoraj stwierdził że plucie to fajna rzecz. Ogólnie pocieszny jest. Poza tym mieliśmy przez jakiś czas bunt na pokładzie z jedzeniem - deserki i owoce są be. Ale na szczęście to już za nami.
Co do mnie, to można by rzecz że rehabilituję się na kręgosłup. Na początku myślałam, że nie jest w tak tragicznym stanie, ale srogo się pomyliłam. Teraz jestem na etapie szukania pasa, którym miałabym się obwiązywać i chodzić tak całe dnie. Ale na razie nie bardzo wiem gdzie mogłabym go znaleźć.
No i wczoraj pękły mi ostatnie spodnie. Tzn. mam jeszcze jedne, ale są ciasne, więc pewnie też niedługo pójdą. Bardzo źle się czuję z moją wagą, w głowie mi się poplątało przez to wszystko. Stałam się zrzędliwym, złym człowiekiem. Ale najważniejsze że mam takiego fajnego synka.
przede wszystkim spóźnione wszystkiego najlepszego dla naszych kochanych roczniaków!!
Jakoś nie mam serca pisać. U nas wszystko ok, byliśmy na szczepieniu, Filip ma 75cm i 9 kg. Taki drobniutki taki się zrobił. Dobrze że w tatusia się wdał (oby), bo patrząc na siebie to same kłopoty z takim grubasem jak ja. Co do Filipa to dzisiaj okulista nas czeka, ale nie mam większych nadziei na to, żeby zdjąć już mu okulary. Jeszcze mam przez tydzień smarować jego ptaszka jakąś maścią 3x dziennie, bo coś ze stulejką się zrobiło. No i jak pediatra lewego jądra znaleźć nie mogła, to się zestrachałam, ale na szczęście było.
Młody szaleje - pochwalę się - chodzi, wspina się na łóżko, nauczył się sam schodzić, wchodzi po schodach (u mamy), robi tany tany, pokazuje jaki jest duży (to mu długo nauka szła), robi papa, a jeszcze od wczoraj stwierdził że plucie to fajna rzecz. Ogólnie pocieszny jest. Poza tym mieliśmy przez jakiś czas bunt na pokładzie z jedzeniem - deserki i owoce są be. Ale na szczęście to już za nami.
Co do mnie, to można by rzecz że rehabilituję się na kręgosłup. Na początku myślałam, że nie jest w tak tragicznym stanie, ale srogo się pomyliłam. Teraz jestem na etapie szukania pasa, którym miałabym się obwiązywać i chodzić tak całe dnie. Ale na razie nie bardzo wiem gdzie mogłabym go znaleźć.
No i wczoraj pękły mi ostatnie spodnie. Tzn. mam jeszcze jedne, ale są ciasne, więc pewnie też niedługo pójdą. Bardzo źle się czuję z moją wagą, w głowie mi się poplątało przez to wszystko. Stałam się zrzędliwym, złym człowiekiem. Ale najważniejsze że mam takiego fajnego synka.