Ja w pierwszej ciazy myslalam ze jak minie 12tc to magicznie przestane sie martwic, ale prawda jest taka, ze w kazdym momencie bylo jakies zmartwienie mimo, ze z ciaza wszystko ok.
Pozniej myslalam, ze jak bede czuc ruchy to juz bede spokojna, ale gdzie taaaam...
Mowilam sobie jak osiagne 30tc to juz nie bede sie zamartwiac bo nawet jakbym urodzila to przeciez dziecko ma duze szanse, ale tak naprawde czulam ogromny niepokoj...
Pod koniec ciazy za to balam sie, ze dzidzia sie owinie pepowina. I zawsze COS, na kazdym etapie. Raczej nie jestem panikara i mysle rozsadnie, ale ciaza naprawde dala mi popalic pod wzgledem zamartwiania sie, mimo ze caly czas probowalam odgonic zle mysli.