Witam
Nie mogłam się zebrać żeby tutaj coś napisać
Tyle tutaj wątków do czytania, tyle wątków w których mogłabym zacząć pisać, ale znalazłam ten, więc piszę tutaj
To, że będę lipcową mamą dowiedziałam się pod koniec listopada, a to że będę mamą bliźniaków dopiero 2 dni temu... A czemu tak? Ach, bo mieszkam w Irlandii i tutaj jakoś wszytko na opak. Jest to moja pierwsza ciąża więc nie bardzo wiedziałam jak i gdzie, od czego zacząć, więc poszłam do lekarza pierwszego kontaktu, bo tak mi kazali
Lekarz zbadał, zmierzył ciśnienie, potwierdził, że jestem w ciąży i powiedział, że wyśle dokumenty do szpitala i mam czekać aż owy szpital zadzwoni. No ale w między czasie wyjechałam na urlop do Polski.... Wszystko było ładnie i pięknie, aż tu nagle facet nie zatrzymał się na STOPIE i przywalił we mnie całym pędem.... I tu się wszystko zaczęło... Wylądowałam na obserwacji w szpitalu w Częstochowie, bo stąd pochodzę. Ja na drugim piętrze na położnictwie, mój chłopak na 6 na chirurgii ogólnej...
Wysłali mnie na badania i usg...
Podczas usg jamy brzusznej u radiologa...
- ach, czy pani wie, że jest pani w ciąży?
- tak, wiem...
- no, to tu bije serduszko...
- pociekły mi łzy szczęścia
- oo-oo a tu jest drugie serduszko - mówi pani radiolog.
jest pani w ciąży bliźniaczej, wiedziała pani?
- Moje oczy wyszły z orbit bo przecież jak to możliwe, że bliźniaki
Zaczęłam się śmiać bo przez kilka tygodni żartowaliśmy o tym, co by było jak by były bliźniaki
Moje szczęście się skończyło gdy wysłali mnie na badania usg do ginekologa...
Jeździła mi bo brzuchu dobre 15 min... nie mówiąc nic... z bardzo poważną miną...
Wiedziałam, że coś jest nie tak ...
W końcu powiedziała - Nie widzę, przegrody, nie mogę jej znaleźć...
To ciąża jednoowodniowa, jednokosmówkowa... najwyższego ryzyka...
Nie wiedziałam, co to jest i dlaczego tak się stało...
Nie spałam całą noc, martwiłam się, czytałam... dlatego własnie trafiłam do was.
Na drugi dzień zadzwoniła moja mama i mówi, że zaraz po wypisie mam wizytę w prywatnej klinice...
Doktor Bińczyk przyjął mnie bez kolejki, powiedziałam mu co jest grane...
Spojrzał na mnie i spytał: a kto powiedział pani takie straszne wieści bez 100% pewności? Mówię, że w szpitalu...że małe szanse na powodzenie...
Po 30 sekundach badania znalazł przegrodę, powiedział, że wszystko dobrze, dzieciaczki szaleją i nie ma się co martwić
Kamień z serca.
Oto moja krótka historia
Pozdrawiam
Beata