Juz jestesmy wszyscy razem w domku
Ile ja sie dzis naryczalam ze złości!! Najpierw te podłogi, Viki wyła w łożku, koniecznie mi chciała pomoc chyba! Potem spina do szpitala, oczywiście wyjście z domu, wracanie po 3 razy bi tego tamtego zapomniałam. Kuzwa! Dobra jedziemy a tam korek ale jaki, patrzę w nawigacje a tam wypadek, zmieniałam trasę 3 razy zawracałam i tak stałam w korku, nie mogłam znaleźć miejsca pod szpitalem, maz mówi, ze sam nie da rady wyjsć, torba ciężka itd zreszta zanim sie zbierze itd...szukam miejsca, okrążam szpital(przepraszam ogromny wpizdu kompleks szpitali) 5 razy, krew mnie zalewa, mała sie drze..znalazłam miejsce, wytaszczam dziecię, wozek, biegnę, pot leci po dupie.. pod szpitalem okazuje sie, ze tel zostawiłam w aucie...wracam juz zaryczana, maz dzwoni, ze mozna wjechać na teren szpitala....to pakuje mała, wozek i jedziemy. Oczywiście znaleźć miejsce na terenie szpitala to koszmar wszędzie dla niepełnosprawnych, znajduje w końcu miejsce dla...rodzących tylko na pol h ;-) windy oczywiście robią mi na złość, sa 4 i zawsze trafie na taka która stoi 3min zamiast jechać...wybuchlam a środku jak wulkan, para idzie mi uszami...maz zakręcony nie ubrany, orientuje sie, ze zostawiłam znow tel na siedzeniu...toczę pianę z pyska, ładuje ciężka torbę na wozek i lecę...pod autem ktos mi zwraca uwagę, ze to nie miejsce dla mnie (jakaś parka, nawet nie w ciazy..) zabijam ich wzrokiem, wrzucam torbę, wypianam brzuch i wracam do meza, ufff zabrany! Po drodze korki, trąbienia, raz maz mnie trzymał bo wystartowałam do jakiegoś murzyna...no zjechał idiota nagle na prawo (zeby zaparkować ani kierunkowskazu ani nie zwolnił wcześniej...). Leżę teraz na kanapie i opierdzielam 10ciopak knopersow. Musze odreagować...
Ile ja sie dzis naryczalam ze złości!! Najpierw te podłogi, Viki wyła w łożku, koniecznie mi chciała pomoc chyba! Potem spina do szpitala, oczywiście wyjście z domu, wracanie po 3 razy bi tego tamtego zapomniałam. Kuzwa! Dobra jedziemy a tam korek ale jaki, patrzę w nawigacje a tam wypadek, zmieniałam trasę 3 razy zawracałam i tak stałam w korku, nie mogłam znaleźć miejsca pod szpitalem, maz mówi, ze sam nie da rady wyjsć, torba ciężka itd zreszta zanim sie zbierze itd...szukam miejsca, okrążam szpital(przepraszam ogromny wpizdu kompleks szpitali) 5 razy, krew mnie zalewa, mała sie drze..znalazłam miejsce, wytaszczam dziecię, wozek, biegnę, pot leci po dupie.. pod szpitalem okazuje sie, ze tel zostawiłam w aucie...wracam juz zaryczana, maz dzwoni, ze mozna wjechać na teren szpitala....to pakuje mała, wozek i jedziemy. Oczywiście znaleźć miejsce na terenie szpitala to koszmar wszędzie dla niepełnosprawnych, znajduje w końcu miejsce dla...rodzących tylko na pol h ;-) windy oczywiście robią mi na złość, sa 4 i zawsze trafie na taka która stoi 3min zamiast jechać...wybuchlam a środku jak wulkan, para idzie mi uszami...maz zakręcony nie ubrany, orientuje sie, ze zostawiłam znow tel na siedzeniu...toczę pianę z pyska, ładuje ciężka torbę na wozek i lecę...pod autem ktos mi zwraca uwagę, ze to nie miejsce dla mnie (jakaś parka, nawet nie w ciazy..) zabijam ich wzrokiem, wrzucam torbę, wypianam brzuch i wracam do meza, ufff zabrany! Po drodze korki, trąbienia, raz maz mnie trzymał bo wystartowałam do jakiegoś murzyna...no zjechał idiota nagle na prawo (zeby zaparkować ani kierunkowskazu ani nie zwolnił wcześniej...). Leżę teraz na kanapie i opierdzielam 10ciopak knopersow. Musze odreagować...