Wczoraj zaczęło się fajnie, a zakończyło tragicznie.
Byliśmy na zakupach remontowo-odchudzających (bielizna modelująca made in lidl)
wzięliśmy mleko, bo z 4-5 godzin miało nas nie być, szliśmy na piechotę jakieś 10km
ale mała bujana na polskich chodnikach spała jak zabita
przyszliśmy do domu i zaczęła się rozbudzać
to wzięłam ją na cyc
i były cyrki
krzyki, plucie, wierzganie nogami, rękami...
to już stwierdziłam, że moje cycowanie zakończyło karierę i chyba przejdziemy na modyfikowane i laktator
minęła chwilka i zadzwonił mój brat - tato miał wypadek
jakiś jełop
wymusił pierwszeństwo i wrąbał w niego, a on biedny na rowerze
siedziałam kilka godzin jak na szpilkach, płakałam bo nie wiedziałam nic, w jakim jest stanie, jechać nie mogłam, bo jak z maluszkiem autobusami, już wieczór, a do moich rodziców wyprawa całodzienna komunikacją miejską
dopiero wieczorem mama zadzwoniła, że nie ma tak źle
głowa szyta, potłuczenia, obity bark..., rower w połowie
naklupałabym temu facetowi
biedny tata teraz się męczy
no to teraz może trochę optymistycznych cycowych wieści
Zuzola zazwyczaj jadła co 3 godziny mm icycowała tzn najpierw cycowała
a dziś o 4 dostała cyca i 90 mm
a od 8-10 prawie cały czas wisiała na cycku
potem udało mi się zrobić śniadanie
i znów cycek
dałam jej jeszcze moje odciągnięte kropelki wczorajsze
było ok 12 trochę płaczu więc dałam 60 modyfikowanego
usnęła
po godzinie włączyła się aktywność płacząco mamlająca
i tak od 13 raz lewy cyc i raz prawy
mamla coś więc narazie nie daję jej mm
tylko znów jutro jedziemy w odwiedziny i nie będzie mamlania tylko mm
bo nawet jak ściągnęłabym moje to byłoby za mało i jak to przetransportować