tylko był tam taki jeden chłopczyk sam. niby był już na tyle duży, że mógł zostawać bez opieki rodziców. ale on strasznie upodobał sobie nasze dziewczynki i ciągle za nami chodził. szczególnie za Nadią. i wiecie on był starszy - miał pewnie około 4 lat. był większy i silniejszy. i jak np. Młode były na trampolinie to on specjalnie obok nich i na nie wpadał i przewracał je. no i myśmy się bały, że w końcu im krzywdę zrobi przez to. i starałyśmy się oddalać od niego, ale on ciągle za nami... w końcu Nati siedziała w basenie z piłkami, a on postanowił sobie zjechac do tego basenu ze zjeżdzalni i wjechałby prosto na nią. więc nieco podniesionym głosem powiedzialam mu, zeby trochę uważał. i za chwile przyszła jedna z pracownic i powiedziała mu "chodź piotrusiu" a piotruś sie wtedy rozpłakał. i był spokój. jak wychodziłyśmy stamtąd to panie zwróciły nam uwagę, że niby nasze dziewczynki zniszczyły wózek (pogryzły go) i ze buty mamy ubierać na wycieraczce, a nie przy szafkach. no i oczywiście wywiązała się pyskówka. ja powiedziałam im, że powinny uważać na tego chłopca, a one mi na to, że ja na niego nakrzyczałam,że dziecko się rozplakało (a on na moje słowa wcale nie zareagował, dopiero jak ta pracownica przyszła to zrobuł teatrzyk i się rozplakał), że my nie pilnowałyśmy dzieci, że one nie powinny były chodzić na niektóre zabawki bo są od 4 lat (nic nie pisało, nikt nam nic nie powiedział) i że moje dziecko siedzialo na końcóce zjeżdzalni, a pitruś miał prawo sobie zjechać i że to wszystko nasza wina. wiecie jak się wkurwiłam!!!!