Ja jestem po takich 2-3 latach całkiem spoko zarobków - i fakt przyzwyczaiłam się do takiego zycia, że nie martwię się, że w jednym miesiącu ide do fryzjera, 2-3 prywatnych lekarzy i kupuje rzeczy na które mam ochotę i dodatkowo odkładam hajs. Jednocześnie miesiąc temu lekka ręka, uniosłam się duma i z tego zrezygnowałam. Obecnie na rozmowach daje mniejsza stawkę (ale rzeczywiście nadal sporo powyżej średniej krajowej) bo zależy mi na znalezieniu pracy nawet takiej przejściowej.
I teraz tak - wcześniej miedzy innymi z uwagi na sytuacje finansowa nie chciałam mieć dziecka. Potem jak zaczęłam w jakiś sposób rozwijać i kształtować swoją karierę i zarobki tez było mi szkoda czasu na dziecko.
A teraz mam 33 lata i w tej ciąży nie mogę utrzymać. Jak wiecie czasem się o to bije w pierś, że miałam złe priorytety.
I obecnie uważam, że nadal jest pewnie poziom, który jest ważny - ale nie zawsze chodzi o zarobki - bo inne rzeczy typu - stabilność mieszkania (nie musi być własne), dobra relacja z partnerem, taka zaradność życiowa, wsparcie bliskich tez ma duża wartość. Można sobie fajnie poradzić w gorszej sytuacji finansowej - można kupić używana wyprawkę, może koleżanki maja coś pożyczyć/oddać coś po swoich dzieciach.
Chodzi mi o to, że czasem wydaje nam się, że potrzebujemy więcej niż na prawde jest nam potrzebne. I tak jak któraś z Was napisała - to ze dziś jest średnio finansowo nie znaczy, że za 5 lat nie będzie lepiej, a jednocześnie nie znaczy, że może być jeszcze gorzej. Generalnie czasu są powalone i niepewne. Ale na chwile obecna jestem wyznawca zasady, że trzeba żyć i robić to co czujemy, a nie panikować co będzie bo tego i tak się nie przewidzi. Oczywiście czasem plan w stylu - 2-3 miesiące odpuszczenia jest słuszny.
A odpowiadając na pytanie czy inwestować w siebie - ja odpowiadam ZAWSZE! Uwazam, że nie ma drugiej tak dobrej inwestycji.
Jak teraz odeszłam z pracy to mówię do Starego - z pieniędzy na remont biorę na angielski bo z tego nie zrezygnuje na bezrobociu