Aneczka, ja pracuję w domu bo mam tzw. wolny zawód i to mi bardzo odpowiada. W ciągu dnia Maksio kiedy tylko chce może do mnie przyjść, przytulić się, często robię sobie przerwy i bawię się z nim chwilę. Maks ma opiekunkę, która się z nim bawi i chodzi przed południem na spacer. Wszystko mam "na oku", inaczej też sobie tego nie wyobrażam! Jestem chyba "matką-kwoką" dość powiedzieć że pierwsza niania, która teraz jest moją serdeczną przyjaciółką, nie mogła wychodzić z Maksem poza ogród - teraz mnie to bardzo śmieszy, bo dziś powierzyłabym jej Maksia z zamkniętymi oczami, a ona ufa mi (mam nadzieję!) tak samo jeżeli chodzi o jej malutkiego synka.
Moja mama nie żyje, a mojej teściowej nie chciałabym widzieć w roli opiekunki Maksa. W ogóle trudno mi było znaleźć panią, którą uważam za naprawdę dobrą opiekunkę, ale teraz mam taką nianię.
Praca w domu ma ogromne zalety, ale z drugiej strony moi klienci zarzucają mnie zleceniami w zbyt dużej ilości - staram się brać tylko tyle, ile realnie jestem w stanie wykonać do np. godziny 13-14, ale zawsze wychodzi coś nagłego i pilnego ("Pani Olu, bardzo panią proszę....", "mamy taki okropny problem") i wtedy cięzko jest odmawiać. No a jeszcze trzeba zrobić zakupy itd a niespecjalnei lubię wozić się z Maksiem po sklepach. Po pracy wolę skoncentrowac się na Maksiu niż innych rzeczach i cóż, cierpi na tym dom (nie do końca sprzątnięty tak jak bym chciała) no i dla siebie w sumie nie mam czasu, bo wieczorem jak Maks zasypia to i ja padam. Staram się też poświęcać dużo uwagi mężowi, poza tym często wieczorami muszę i jemu trochę pomóc językowo w jego pracy.
Krótko mówiąc, ciężko jest pogodzić pracę z opieką nad dzieckiem i prowadzeniem domu, ale próbuję to osiągnąć. Piła nie jest dla mnie "domem" czyli miejscem gdzie mam rodzinę i "starych" przyjaciół, dzięki którym mogę sobie zorganizować czas - co robię jeżdżąc do Warszawy. Owszem mam tu trochę znajomych - głównie mam z dziećmi, spotykamy się, ale wiem, że gdybym nie pracowała, długo bym tak nie wytrzymała. Lubię to co robię, a dzięki temu, że nie wychodzę z domu na 10-12 godzin dziennie, co miałoby miejsce gdybym pracowała gdzieś na etacie, de facto jestem z Maksem każdego dnia. Natomiast dzięki pracy ciągle się uczę (banalne stwierdzenie, ale jestem tłumaczką, czyli kimś, kto każdego dnia ma do czynienia z tekstami z zupełnie różnych dziedzin, co zmusza mnie do nauki, szukania informacji w internecie itd), jest to powód, dla którego w domu jest jeszcze inna osoba, z którą mozna zamienić parę słów (opiekunka) no i mam poczucie "że dużo się dzieje".
Są tez dni takie jak dziś, kiedy kicham z powodu alergii, boli mnie głowa, a przede mną korekta kobylastego tekstu o towarowych wagonach kolejowych, które o dziwo nie leżą w kręgu moich zaineresowań ;-)
Wagony na szczęście za jakieś 2 godziny będę mogła wysłać, a na weekend nie mam najmniejszego zamiaru brać jakiejkolwiek pracy, więc wyglądam z niecierpliwością końca pracy.
Całkowicie szanuję też mamy, które pracują poza domem ponieważ muszą, oraz mamy, które nie pracują. Wiem natomiast że ja muszę pracować dla siebie samej.
Pozdrowionka i lecę do wagonów ech!