mamina karierowiczka
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 10 Październik 2011
- Postów
- 1 009
AVO:7918359 pisze:a mnei zacyzna bolec głowa, jest mi niedobrze i chcę mi się płakać, boje się,ze te nudnosci będą mnie meczyć do końca ciąży!!!!!!!!!
Biedna wiem co czujesz mozna deprechy dostac
carla81:7916829 pisze:Ufffff..... Doczytałam wreszcie!!!!
Nie było mnie kilka dni ponieważ od 14 w niedzielę byłam w szpitalu i wyszłam wczoraj wieczorem, na własne życzenie zresztą.
I przy wyjściu obiecałam sobie, że nawet gdybym była umierająca to do szpitala żyrardowskiego NIGDY NIE PRZYJADĘ!!!!! Masakra pod względem higienicznym, sanitarnym i niestety lekarskim także. Jeśli czyta ten post ktokolwiek kto myślał o tym szpitalu to niech szybko o nim zapomni.
Takiej traumy nie miałam chyba nigdy w życiu. Ale zacznę od początku i postaram się w miarę w skrócie chociaż pewnie się nie uda.
Pisałam na tym tutaj, że od dwóch dni odczuwałam częste, niemalże przez cały czas kłucie w podbrzuszu. Tym bardziej, że dopiero co odstawiłam Luteinę. Właśnie w niedzielę zaniepokoiło mnie do tego stopnia, że postanowiłam podjechać na ostry dyżur, aby mnie po prostu zbadali. No chyba mam takie prawo mimo, że ciążę prowadzi prywatny lekarz.
Pojechałam i na wstępnie w rejestracji zapytano czy zgadzam się na pozostanie w szpitalu. Z deka zaskoczona bo przecież nawet lekarz mnie nie widział, odpowiedziałam, że tak, jeśli oczywiście będzie to konieczne. Przyjęto mnie od razu na oddział (paranoja po prostu) i po ok. 15 minutach przyszedł lekarz. Notabene najbardziej kompetentna osoba, z która się spotkałam podczas wizyty w tym szpitalu. Przeporwadził wywiad lekarski, zbadał ginekologicznie i zrobił USG. Wszystko było w jak najlepszym porządku i nie kazał się zupełnie martwić, ale skoro zostałam już przyjęta na oddział to muszę zostać 3 dni na obserwacji. Teraz wiem, że chodziło tylko o zwrot kasy z funduszu, bo robią to dopiero po 3 dobach.
Mimo niechęci poszłam do sali, po chwili pobrano mi krew, zmierzono ciśnienie i kazano nasikać do kubeczka.
Na wieczornym obchodzie nic więcej się nie dowiedziałam bo popsuła się jakaś maszyna i nie było wyników morfologi. Jedynie mocz - w porządku. Zalecono podawanie 2x2 luteinę i 3x1 no-spa.
Na porannym poniedziałkowym obchodzie zaczął się mój koszmar. Cudowna "doktor" Bożena Suchecka (po ordynatora zresztą) zaczęła wmawiać mi krwawienia i kazała pokazywać wkładkę. Jak mówiłam, że nie krwawię ani nawet nie plamię to twierdziła, że pewnie zaraz zacznę. Wieczorem znów stwierdziła, że to tylko bóle (ja mówiłam, że kłuje a nie boli) to tylko rozciągające się więzadła i rosnąca macica. Gdy wcześniej poszedł do niej mój mąż i spytał dlaczego w południe nie dostałam no-spy to stwierdziła, że to ona decdyduje o lekach. Gdy mąz zapytał kiedy wyjdę to stwierdziła, że jak przestanę krwawić, a gdy usłyszała, że ja przecież nie krwawię to wrzasnęła na męża, że i tak musimy zachować wstrzemieźliwość seksualną!!!! Jakbym była jemu tylko do jednego potrzebna. Oczywiście na każdym potem obchodzie intensywnie przypominała mi o tym przy sali pełnej pacjentów i lekarzy. Świerzbił mnie język co by jej powiedzieć, że ja to tylko do ust biorę, więc nie musi się martwić.
Wczoraj na porannym obchodzie miałam już dość tym bardziej, że paniom przebywającym ze mną w sali mówiła takie rzeczy, że szkoda słów. Dla przykładu - jedna pani 43 lata, mająca trójkę dzieci przyszła bo miała miec za 2 dni operację z powodu mięśniaków. dr S. najpierw mięsniaki widziała, po godzinie już nie, potem stwierdziła, że to jednak nie jest problem ginekologiczny i poprosiła jakich lekarzy o konsultację, ale i tak zaproponowała pani usunięcie macicy i jajników bo "w tym wieku i przy trójce dzieci już nie będą potrzebne". Nie wierzyłam własnym uszom.
Miarka jednak się przebrała gdy zapytałam czy mogę w dniu dzisiejszym wyjść i znów usłyszałam tekst o tym, że muszę przestać krwawić, a potem, że przecież w każdej chwili pewnie zacznę jeśli do tej pory tego nie mam.
Nie wiem na jakiej podstawie tak twierdziła - badania były w porządku, a oprócz tych robionych po przyjęciu nie robiono mi żadnych innych!!!!
Oczywiście potem co chwila biegałam do łazienki sprawdzając gacie!!!!
jednak w chwili gdy usłyszałam co mówi do jednej kobiety która krwawiła i miała bóle w 12 tygodniu - "nie nastawiać się, dzisiaj pełnie, wszystkie ronią" pękłam. Poleciałam do położnej, która przyjmuje razem z moją ginką i zapytałam co mam zrobić aby stąd wyjść na własne życzenie. Powiedziała, że dobrze robię co potem też potwierdziła moja ginka do której zadzwoniłam i ulotniłam się. Co prawda czekałam na męża do godz. 15 (oczywiście obiadu już dla mnie nie było, więc widać jaka jest tu opieka nad kobietami w ciąży), ale naprawdę nie żałuję, że się ulotniłam. Kłucia jeszcze mam, ale bardzo rzadkie i lekkie bo przecież znów biorę luteinę. Owszem miałam chwile niepewności czy robię dobrze, ale potem przypominałam sobie nerwówkę i teskty pani S. i teraz wiem, że dobrze zrobiłam. Ze szpitala wróciłam bardziej zdołowana niż jak tam szłam.
Wybaczcie, że tak dużo napisałam, ale musiałam z siebie wyrzucić, a poza tym może będzie to ostrzeżeniem dla kobiet, które zdecydują się na wizytę w podobnym szpitalu tylko dlatego, że jest blisko. Naprawdę nie warto bo można tylko sobie psychicznie zaszkodzić.
Tłumaczę sobie, że ponieważ niedzielne badania bylo w porządku to na pewno wszystko jest ok,ale i tak zamierzam przed świętami pojechać do jakiegoś lekarza prywatnie, tak dla spokojności, i zrobić USG.
To jakiś koszmar!!!! Dobrze, że się ulotniłaś!
Ja bym w twarz jej powiedziala ze ma urojenia i nawet zwierzat nie powinna leczyc co za menda
Ostatnio edytowane przez moderatora: