Witam dopiero teraz
Poczytałam wasze dzisiejsze wpisy i dołączę się do Maminy, bo czasami trzeba:
- bo pies mnie wkur... gdy siedzi w domu i liże łapy
- bo pies mnie wk... gdy jest na dworze i drze ryja
- bo musimy iść jutro na obiad do mojego ukochanego prawie teścia a od ostatniej wizyty minęły zaledwie 2 tygodnie (ustaliłam, że najczęściej co miesiąc
- bo P będzie marudził, że musimy iść na święta co mnie tylko dobije
- bo jutro zawożę mamę na święconkę i będzie mi truć czemu my nie robimy itd na temat naszego nie chodzenia do kościoła
- bo nie lubię nasiadówek całodniowych prawie typu święta (na szczęście pewnie zorganizujemy jakiś spacer albo coś innego)
- bo czasami wracają mi mdłości
- bo ludzie klepią mnie po MOIM brzuchu jakby to była jakaś wspólnota mieszkaniowa
- bo mamy kiepską sytuację z P pracą a ja już mam dosyć tematu, tzn chcę więcej o nas razem i o dziecku a zawsze wracamy do tematu praca jak do cholernego ślimaka
- bo wszyscy się na mnie gapią i komentują, jak ślicznie wyglądam (a mam oczy i lustra)
- bo drętwieją mi kości na dupie gdy siedzę dłużej niż parę minut odchylona do tyłu a w ten sposób nie gniotę Małej
- bo też muszę się odkręcać gdy chcę wstać
- bo nie wiem, co będzie przez następne 3 miesiące pewnie tylko gorzej
- bo nie wiem, co będzie za 3 miesiące i trochę a nie jestem pewna, czy zdrowotnie lepiej tak od razu
oj jeszcze coś by się wymyśliło
No ale po takim wypisaniu robi się troszkę lepiej.
Jeśli chodzi o tzn wielka miłość matczyna od pierwszego wejrzenia, to wiem, że może być może nie. Ja się nie nastawiam.
Na pewno dbać będę o dziecko ale baby blues często bierze się stąd, że właśnie nie czujesz tego niesamowitego przypływu uczuć i czujesz się przez to gorsza.
Zobaczymy jak będzie.
Przeraża mnie to, że dziecko to jednak taki rzep, w sensie, że wszędzie zabierasz itd. Ok, może się okazać, że będę chciała wszędzie zabrać, ale już czasem słyszę komentarze nt innych osób przez osoby z mojej rodziny. I nóż się w kieszeni otwiera.
Np. Zona mojego powiedzmy kuzyna pracuje w Wawie jest tam dyrektorką czegoś. Dojeżdża co parę dni. On pracuje w szkole jest wuefem. Czasu ma więc dużo. Kasy mało. Ona odwrotnie.
Moja mam dziś wrzuciła, no wiesz, jak się jest matką dwojga dzieci, to się takiej pracy nie bierze.
Dodam, że dzieci mają jakieś 15 i 13 lat.
Oczywiście, tatuś większość czasu spędza u babci z dziećmi bo obiadek itd. Więc mamusia wyrodna no bo kto ma tam ugotować? Jakby tatuś miał paraliż czy brak kciuków dosłownie.
Zapytałam się, czy byłoby lepiej, gdyby tu na bezrobotnym siedziała i utrzymywali się w 4 ze szkolnej pensji kuzyna?
No nie, oczywiście, to nie wchodzi w rachubę.
No konsekwencja godna już nie wiem czego. Matkopolizm cholerny aż mi ciśnienie rośnie.
Kiedyś jeszcze przed ciążą wrzuciłam, że żłobki/klubiki malucha są super, bo matka może szybko wrócić na rynek pracy, który wiecznie czekał nie będzie. Matko jak na mnie wsiadły: że dobro dziecka, że jakżesz, że to przechowalnie, że nic nie zastąpi, że do 3 lat w domu ... No dramat dosłownie.
jeśli ktoś ma ochotę, to proszę bardzo, ale to nie jest dla wszystkich tak?
Ta ciąża jest "wypracowana" i zaplanowana ale już musimy ustalać pewne zasady współpracy, tzn NIE WTRĄCAĆ SIĘ TO NASZE ŻYCIE!!! A że mieszkamy w jednym domu z moją mamą więc już to właściwe ustalone, tylko czasem trzeba utrwalać. A mnie to już męczy.
No dobra, to teraz ja popuściłam żalów. "Gorzkich"
Atagata Witaj