O rany, ale się tu porobiło!
Fredka, daj znać koniecznie co z Alą!
Sylwia, zdrówka dla biedroneczki :-)
Baśka, my zaszczepiliśmy Martusię jak jeszcze chodziła do żłobka. To było po jakiejś fali chorób, gdzie co chwilę siedziałam na zwolnieniu, usłyszałam, że w większości przedszkoli i żłobków w Warszawie szaleje ospa, bałam się, że dojdzie do Marty żłobka i znów 2 tygodnie z bani- a że akurat była zdrowa, to zaszczepiłam. A z zatokami- łączę się w bólu. 1 kwietnia idę do innego laryngologa, może wymyśli coś mądrego, bo mnie chyba szlag trafi. U poprzedniej pani leczę sie od października, i jakoś efektów nie widać za bardzo. Co prawda głowa mnie już tak koszmarnie nie boli, ale jak u Ciebie, ciągle zapchany nos, katar non stop, i gluty w gardle, fuj, to ostatnie mnie drażni najbardziej. Na dodatek mam krzywą przegrodę- którą miałam "prostowaną" kilka lat temu, ale jak to pani szanowna stwierdziła, czasem coś się źle ułoży, chrząstki się przesuną, i skrzywienie i tak jest.
Ja już się normalnie nie wyrabiam na zakrętach. W pracy zapieprz taki, że szok, mamy konferencję 25 marca i niestety dopiero po niej wszystko wróci do normy. W domu ciągle coś sprzątam, układam, a że późno wracam z pracy to siedzę po nocach, a i tak bajzel, pojecia nie mam jak to się dzieje. Ale na czwartek biorę urlop, bo muszę iść z Martusią do okulisty, to może uda mi sie wreszcie zapanować jakoś nad tym. Ale to słoneczko za oknem jakoś napawa mnie optymizmem, że będzie lepiej. Szkoda tylko, że jest tak cholernie zimno