Mam nadzieję, że wszyscy zdrowi, i wszelkie nieszczęścia się pokończyły!
My święta spędziliśmy w Oslo, trochę dziwnie, inaczej niż u siebie, ale było bardzo sympatycznie. Oni tam nie mają tak jak u nas postu i takich dań jak u nas na wigilię, po prostu uroczysta kolacja, jedyne co było nasze tradycyjne, to Jagoda, męża siostra, ugotowała zupę grzybową, i przywieźliśmy pierogi i uszka, do nich barszczyk z torebki :-) mówili, że dobre, ale czy to prawda, to kto ich tam wie
Było nas wszystkich 12 osób, każdy dla każdego miał jakiś prezent, więc pod choinką było ich mnóstwoooooo, Marta zapowiedziała, że tylu prezentów nigdy nie dostała, i kolejne święta też chce spędzić w Norwegii
Dostała łyżwy, rękawiczki specjalne, bieliznę sportową, mały zestaw lego friends, obraz z księżniczkami disneya do pomalowania z farbami i paletą, jakieś koraliki do robienia biżuterii, i od nas książkę, naszyjnik z kotkiem (słodziasty, apart ma cudną biżuterię dla dziewczynek), zestaw grzebień i szczotki do włosów. Jak wróciliśmy do domu to jeszcze czekał na nią zamek księżniczki i księcia z my little pony, i u mojej mamy książka, gra i gumki do włosów. Zaliczyliśmy wyprawę na łyżwy, ku mojemu zdumieniu Marta załapała błyskawicznie, jakoś jesienią zrobiliśmy podejście do rolek i nie udało się, fakt że skończyło się na jednym. No i byliśmy na nartach, ale to był pierwszy raz dla nas, i tak sobie, jednak bez instruktora ciężko. Marcie nie szło, bała się, no i zniechęcona bo łyżwy super, to myślała, że i na nartach od razu będzie jeździć, a tu chała, Sylwek całkiem nieźle, ja po dwóch bolesnych upadkach trzy razy zjechałam bez wywrotki :-) i zabraliśmy się do domu, bo Marta zaczęła bardzo marudzić.