Fredka, ale u Ciebie nie wesoło. Mam nadzieję, że jednak się ułoży. Dość już tych trosk.
A ja siedzę sobie na Mazurach i pisze, bo przyjechał Marcin i przywiózł komputer. Przyjechał nagle i awaryjnie, bo ... złamałam mały palec lewej nogi...
Co najlepsze nie robiłam nic nadzwyczajnego - szłam za Wojtkiem i kompnęłam go niefortunie w piętę. Nie wiem, czy ja zrobiłam większy krok, czy on ciut zwolnił, ale zabolało, chrupnęło i jak spojrzałam na dziwnie wygięty mały palec to wiedzialam że nie jest dobrze. Podreptałam po sąsiadkę, żeby została w dziećmi, a sama wsiadłam w samochód i pojechałam 20 km do szpitala do Mrągowa. Zrobili mi rentgen i wyszło, że palec złamany. Potem było trochę przepychanek, kto ma się mną zająć - czy szpital, czy przychodnia przyszpitalna (pewnie chodziło o rozliczenia z NFZ), ale przynajmniej lekarze bardzo sympatyczni. W końcu lekarz dyżurny ze szpitalnego oddziału ratunkowego chciał dla mnie sprowadzić ortopedę (bo nie mają tam oddziału ortopedycznego). Ale uświadomiłam mu, że nie mogę mieć gipsu, bo musze wrócić samochodem do trójki mąłych dzieci. Podszedł do tego ze zrozumieniem, zadzwonił na konsultację do ortopedy i ustalili, że od biedy może to poczekac jeden dzień.
Bałam się, jak sobie poradzi sąsiadka i dzieci, ale było w porządku. Staś i Marysia przez większa część mojej nieobecności spali, a jak sie obudzili to byli w dobrzych humorkach.
W nocy przyjechał Marcin i mama i dzis rano z mamą pojechałm znów do Mrągowa. Lekarz znieczulił, nastawiłi, uniruchomił, ale nie w gipsie. Złamanie jest skosne, więc jesli się nie będzie chciało zrastać to grozi mi zakładanie drutu, brrr.... Przy okazji okazalo się, że palec jest jeszcze zwichnięty w któryms ze stawów. Kontrola za tydzień.
Dostałam zwolnienie z pracy na miesiąc, więc padły moje plany pracowo-urlopowe. Dzieci miały obiecany wyjazd nad morze pod koniec lipca i nie wiem, czy cos z tego będzie...
Póki co zdecydowlaismy, że zostanę tutaj, bo zawsze moge cokolwiek przy dzieciahc pomóc (poczytać, pograć w gry, itp). A w Warszawie potrzebowałabym kogoś kto się mną zajmie, zakupy zrobi. Tutaj Marcin może mnie obsługiwać. Ma więc "czwarte dziecko", tyle,że ja nie zamierzam marudzić ;-)
Mam nogę oszczędzać, chodzić tylko kiedy konieczne, więc postanowiłam głównie leżeć lub siedzieć na ile sie będzie dało.
Marcin i Rodzice musieli pozmieniać plany, żeby zapewnić dzieciom opiekę. I tym sie najbardziej martwię, że "wiszę" teraz na innych. Ale nic na to poradzić nie mogę.
Takie u mnie nowiny.