Kurczę.
Z tego co dziewczyny karmiące piersią piszą na forach/grupach, to też wspominają o cyckoholiźmie. Z tego co się tam przebija, to nie zabraniać dziecku jeść w nocy. Ono jest głodne i wtedy nadrabia. Mamy zazwyczaj najpierw próbują odstawić któreś karmienie w dzień. Albo co któreś. W zamian dają jakiś stały pokarm. Nawet jeśli by to miał być jeden gryz. Przytulają do piersi ubrane, polulają, a potem dają gryza kanapki z masłem, serem, awokado, czy czym tam jeszcze - generalnie coś z tłuszczem. Schodzą powoli z ilości karmień w dzień. Ale to pewnie już też próbowałaś.
Mówią też o tym, że biorą dzidzię na noc do łóżka, do siebie. Bo czasem dziecko chce tylko przytulenia.
Niektóre mamy też przechodzą na mm na wieczór przed snem. Szkoda, że twoja córka nie chce. Może czasem jeszcze zaproponuj. Może się jej spodoba.
W kwestii jedzenia jeszcze. Z tą ilością stałych pokarmów było tak od początku rozszerzania diety? Moje bambaryłki miały fazy. Raz córka ledwo co zjadła, a syn pochłaniał pięknie, a teraz niedawno, to syn przestał jeść. Akceptował tylko kaszę z bananem i masłem orzechowym. Pozostałe pokarmy tylko skubnął i buzia zaciśnięta. Od dwóch dni zjada już pięknie (zrezygnowałam z tego jednego mleka w ciągu dnia). I już z nimi kaszy mannej nie zjem (robiłam porcję i one zjadły i ja się najadłam
), bo zjadają prawie wszystko. Jeszcze zależy jakie dam dodatki.
Kombinuj, nie poddawaj się, będzie lepiej. O, a może sprawdź konsystencję? W sensie, synek jak odmawiał czegokolwiek, to właśnie odkryłam, że kasza z bananem ok, ale zupa krem już nie. A potem był zachwycony plackiem z jabłkami. Sam sobie nie trzymał, ale ode mnie jadł. A później się okazało, że zachwycił sie tym, że miał na talerzu jajko, ziemniaka i rybę. I sam mógł sobie jeść. I choć mu to kiepsko szło, bo on nie lubi sobie rąk brudzić
i nachylał się nad talerzem, aby coś ugryźć, to właśnie tak się na nowo zainteresował jedzeniem. A! Właśnie!!! Bardzo ważne!!! Nie wiem jak to jest w przypadku kp, ale u mnie musiałam przestawić im tryb jedzenia. Już nie godzina po mleku, ale godzina przed mlekiem. A nawet pół godziny przed mlekiem (to zależy od czegoś tam). Może spróbuj w ten sposób? Chociaż, jeśli córka je pierś często po trochu, to trudno będzie to wyłapać. Ale może ci się uda?
Lęk separacyjny. Znajoma ostatnio mi mówiła, że dziewczynki przechodzą to mocniej niż chłopcy. U mnie trwało to może 2 tyg, ale było łagodne. Zdarzało się, że jak tylko zamknęłam drzwi za sobą to był ryk. A czasem zapominałam po nocy komórkę włączyć i szłam z psem na sikupę i tata biedny dzwonił, abym się pospieszyła a ja nieświadoma niczego szłam sobie spokojnie z psem
Ale jak zaczęły się takie jazdy, to zaczęliśmy ćwiczyliśmy moje "znikanie". Tata się bardzo angażuje i bawi z dziećmi, więc one wiedzą, że do zabawy i obecności jest też ktoś inny. Jak miałam gdzieś wyjść, to otwierałam drzwi do łazienki, zapalałam światło i coś tam gadałam. Z czasem przestałam mówić, ale one widziały światło i otwarte drzwi i ok. W tym czasie wychodziłam, ale one tego nie widziały, że wychodzę bo były te otwarte drzwi do łazienki. I naprawdę dobrze to wyszło. Po tym czasie szajby na mamę, która nie była bardzo mocna w naszym przypadku, mogę już wyjść gdy patrzą na mnie i ok. Cieszą się, gdy tata też jest, bo on też się z nimi wygłupia tak jak ja. Pocieszała mnie świadomość, że to tylko na jakiś czas, że to minie i dawałam im bliskość tyle ile potrzebowały. Na szczęście krótko to trwało i głównie córka.
Teraz też się wspinają na mnie i drą, gdy ich nie biorę, ale głównie dlatego, bo chcą widzieć co robię
I ewentualnie jak ząbek idzie, to też są bardziej przytulańskie.
Przykro mi, że jest ci tak ciężko. Bardzo chciałabym umieć ci pomóc. Czasem, gdy już wysiadam i jestem jednym kłębkiem nerwów, powtarzam sobie w kółko: będzie lepiej, to minie, to chwilowe, będzie lepiej. Wiem, że się okłamuję
Bo czasem jestem w takim stanie, że trzeba mnie walnąć patelnią i wtedy MUSZĘ iść na rower. 40min i jestem już sobą. Ale brak rodziny blisko doskwiera. Brak kogokolwiek doskwiera. Jestem z nimi sama cały dzień. Mąż na szczęście pracuje z domu, ale wiecie, on nie może być cały czas ze mną. Czasem coś pomoże, wózek podstawi, pomoże bambaryłki wynieść itd, ale generalnie jestem sama. Ostatnio robimy tak, że godzina przed spaniem dzieci, mąż kończy pracę (jeśli nie skończył, to kończy jak usną) i się nimi zajmuje. Ja wtedy myję butelki, gadam z nim (wreszcie jakaś dorosła głowa
) i generalnie ogarniam otoczenie. Albo zamykam się w łazience. Albo bawię się z nimi, bo we dwoje jest łatwiej zająć się dwójką.
I choć wszystko pięknie brzmi, to często opadam z sił. Dzieci nie pozwalają mi usiąść, bo wtedy pędzą do mnie i się wspinają. Więc stoję. Czasem idę do nich na matę, to przychodzą i zaczynają się wygłupy. Lubię to, ale też mam swoje granice. Jak już wysiadam to mówię STOP i podnoszę ręce do góry, do poziomu głowy i odchodzę. Trochę pokrzyczą, ale wiedzą już, że to oznacza, że nie ma mamy na chwilę. Jeszcze jak sobie tam coś krzyczą w rozpaczy, to mówię stanowcze nie, z tym samym gestem rąk, nie patrzę na nie i idę sobie w inne miejsce. Szybko załapały, że nie ma dyskusji w takiej chwili. Ale po jakimś czasie idą do mnie i już zaczynają swoje harce i napominania, że one chcą widzieć co robię. Muszę do nich gadać. Córka już się nauczyła, że nie ma sensu się na mnie wspinać, więc siedzi obok i krzyczy. Ale już coraz rzadziej. Częściej gada. Zwłaszcza jak dam jej silikonową łopatkę. Ja pogadam, powiem spokojnie co robię, że zaraz coś będzie np do jedzenia - snuję opowieść i one słuchają. Synek jeszcze nie łapie, że jak jestem w kuchni to absolutnie nie ma rączek (czasami są, ale mega sporadycznie), więc wspina się i przeklina
O niego się trochę boję, bo on nie siada spokojnie ze stania i czasem zaliczy glebę, więc muszę go odstawiać do siadu - a raczej leżenia, bo on nie chce siedzieć - chce stać
Generalnie dużo tego jest. Dużo uważności jest potrzebne, aby nauczyć się dziecka. Aby zobaczyć co się sprawdzi, a co nie.
Ostatnio, nie wiem czy tu pisałam, córka miała problemy ze snem. I trzeba było przeorganizować wszystko w swojej głowie i znajdując kompromis, stworzyć nową rutynę. Jak na razie działa. Rekord to 3min na rękach i 2 w łóżeczku i sen. Max 10 min całego usypiania i śpi. Ale trzeba było przyjrzeć się jej potrzebom. Zaspokoić to, co dla niej najważniejsze. Próbować zrozumieć co chce powiedzieć, kiedy nie może usnąć. I nie "łamać" dziecka!
Nie znam się do końca na lęku separacyjnym, ale on jest nie bez powodu. Nie zabieraj jej bliskości, ale ucz, że czasem jesteś dalej. Powoli, nie na siłę. Ona to załapie. Ma jakieś fajne zabawki? Moje jak idą "czytać" książeczki, to nie ma ich z 15 min
U nas jest ten plus (ale i minus), że mamy pokój z aneksem, więc nawet jeśli są zajęte zabawą, to zawsze mogły podnieść głowę i mnie zobaczyć. Fajnie, że ktoś się jeszcze u ciebie pojawia. To jeszcze jest czas dzieciaczków, gdzie mama jest najważniejsza na świecie. Jeszcze trochę i to ty będziesz córki szukać gdzie poszła
A na razie, poczekaj jeszcze trochę. Niech to poczucie potrzeby bliskości z mamą zostanie zaspokojone, to będziesz miała o niebo mniej zestresowane w późniejszym czasie dziecko.
Trzymam kciuki z całych sił za twoje karmienie. I choć zazdraszczam ci schudnięcia (przepraszam!
),to rozumiem twój stan wyczerpania. Szukaj na forach, na grupach na fb. Może więcej mam będzie w stanie coś ci podpowiedzieć. Przytulam mocno<3