u nas też słodycze małej smakuja owszem, ale uważam, że nie zjada ich az tak wiele żebym musiała się obawiać o zęby, a też powinnam mieć powód, bo ja miałam straszną próchnicę dzieciecą (ponieważ moja mama nie widziała nic złego w dawaniu dziecku mleka z butelki na dobranoc, nie sadziła, ze tak źle się to dla mnie i mojej siostry skończy) Za to ze stałymi zebami juz nie mam problemów
. Marcelinka nigdy nie dostaje jeść na noc, po myciu zebów, na kontrolę do stomatologa dzieciecego chodzimy regularnie i na razie jest ok. Teraz po swiętach mała wiecej je słodkiego, ale nie zdarzyło się jeszcze żeby zjadła np. cały pasek czekolady, albo więcej niż dwie kostki gumy rozpuszczalniej dzennie więc jakoś nie panikuje na razie. Czasami sama wkładam jej kostkę czekolady do budyniu.
Na przyszłośc jak będzie starsza, podoba mi się pomysł żeby wprowadzić dzieku tzw. słodkie weekendy-tzn. że nie zabraniamy jeść dziecku słodkiego, ale tylko np. w sobotę, albo niedzielę. I w ten oto sposób dziecko na raz nie zje tyle słodkiego co przez cały tydzień, traktuje słodkie jako nagrodę za to, ze wytrzymało cały tydzień bez nich, no i ma poczucie, ze rodzicie mu niczego nie zabraniają. Nie wiem jak to wyjdzie w praktyce, ale pomysł usłyszałam kiedyś w jakimś programie tv i wydaje mi się sensowny.
Ja tez bałabym sie zabraniać dziecku w ogóle jedzenia słodkiego, bo kiedyś faktycznie ono się na to skusi, a wtedy może byc jazda bez trzymanki
...albo odwrotnie, może faktycznie uznać, że słodkosci są be (chociaż nie znam dziecka, które by słodkiego wcale nie jadło:-(, może heksa będzie pierwsza
I jej mała przetrze szlaki, w końcu niby wszystko można, podobnie jak gotować dziecku bez soli, bo tez jest niezdrowa i podobno dopóki dziecko nie pozna smaku słonego , to nie przeszkadza mu, ze je jałowo
. Niektóre dzieci potrafia czytać jaka mają 2 latka, dlatego chyba juz nic mnie nie zdziwi i każdemu kibicuję