Moje dziecko zatrzymało się na 8+3 wiec teoretycznie 9 tydzień już. Ale wszyscy tu (w szpitalu) liczą jako 8. Jestem już po. A raczej tak podejrzewam. Zaczęło się z niedzieli na poniedziałek i po moich przejściach radzę nie czekać za długo z wybraniem się do szpitala. W szpitalu jesteś mimo wszystko bezpieczna. Teraz covid wiec stratę przezywasz sama na sali. Nie z innymi pacjentkami. A jesteś pod opieka. Ja trafiłam do innego szpitala niż zapisywała się na zabieg ale nie żałuje. Panie kontrolują mnie co chwile. To co przeżyłam to dla mnie koszmar i chciałabym go wymazać z pamięci, ale jak leżałam wczoraj to tylko ja jedna byłam tu w takim stanie. Reszta pan roniła i wychodziła… byłam zakwalifikowana na zabieg łyżeczkowania od razu. Jednak czekałam 4 godziny na anastezjologa i odlecialam wczoraj im 3 razy. Także nie mogli mi wykonać zabiegu pod narkoza bo bali się ze jestem za słaba. Podejrzewali ze poroniłam samoistnie bo po drugim omdleniu wyleciało ze mnie bardzo dużo krwi i skrzepów. Ale Pani doktor podała mi tabletki poronne aby na pewno już wszystko wyszło. Miałam mieć usg wieczorem ale nie byłam wstanie żeby nawet dojechać na wózku na to usg i pani doktor nie chciała mnie już męczyć…. Dzisiaj czeka mnie usg i zobaczymy. Jak oczyscilam się sama to super jak coś zostało to będzie jeszcze zabieg. Ale nic mnie już nie pobolewa. Krwawię tak jak na większy okres. Powoli się pionizuje i wiadomo ze wtedy leci trochę więcej. Każdy jest inny. Ja przeszłam to bardzo zle ze względu na ilości jakie ze mnie leciały. Gdybym miała zabieg od razu po przyjeździe do szpitala byłoby inaczej bo choć mąż dzwonił po karetkę bo już uważałam ze jestem za słaba żeby jechac sama to najgorsze było to mdlenie. Ale tak jak mówię ja tu jedna na oddziale co tak ciężko to przeszłam… ale radzę jechac na szpital nawet jak zaczniesz podejrzewać ze się zaczyna. Ja akurat miałam podejrzenia. Bolały mnie krzyże… i w niedziele już plamilam. I dzisiaj żałuje ze nie jechałam na sor. Bo oszczedzilabym sobie przykrych doświadczeń…