Hej,
Byłam dzisiaj na wizycie, ale nie u swojego lekarza tylko jak pisałam u jakiejś przypadkowej dosłownie baby w Lux-medzie (mam tam abonament). Nie wiedziałam, że w prywatnej klinice są jeszcze takie jędze. Najpierw się na mnie wydarła, że takie infekcje to są typowe i przez całą ciążę mogą się pojawiać i mam się z tym liczyć, a potem jeszcze mnie zdołowała, bo stwierdziła, ze skoro w takim wieku podkreślam w takim wieku decyduję się na dzieci, to muszę się liczyć też i z tym, że będą problemy.
Na koniec zaczęła drążyć temat mojego poronienia sprzed 5 miesięcy. Czy było to puste jajo płodowe czy z zarodkiem? I choć powtórzyłam jej kilkakrotnie, że nie biło serce dziecka i nie wiem, to ona zamiast zająć się leczeniem mnie w obecnej ciąży - to znowu od początku drążenie: czy puste czy z zarodkiem?
Jakby to miało rzeczywiście jakiekolwiek znaczenie przy upławach.
Wyszłam stamtąd okropnie zła i z poczuciem, że taką starą matką będę (o ile w ogóle dożyjemy oboje tej chwili) , że tylko dziecku współczuć. I że mój czas dawno minął. Teraz to powinnam chyba już tylko objawy menopauzy leczyć.
Tyle dobrego z tej wizyty, że choć nystatynę dostałam. Może pomoże. Wczoraj sama sobie wzięłam coltrimazolum. Nie wiem czy to nie zaszkodzi, ale tak to było uciążliwe, że się zdecydowałam.
Utwierdziłam się też dziś w przekonaniu, że mój lekarz to rzeczywiście Anioł i za każde pieniądze będę do niego chodziła.
W tym stresie cały czas w ogóle nie mam ochoty na jedzenie. Schudłam już 1,5 kg. Oby tak dalej to w ciąży wrócę do swojej wymarzonej wagi.
Fogia - pocieszyłaś mnie troszkę. Może te bóle to i u mnie nic Malcowi nie szkodzą, choć teraz też żrę no-spę na kilogramy i do tego duphaston, aspargin, euthyrox i jeszcze nystatynę.
Jak tu się nie martwić jak wszędzie piszą, że nic nie można brać w I trymestrze?
Buziaczki i pozdrowionka dla wszystkich.