Liljanna, nie chcialo mi sie tego w lapach ciachac. Za duzo. Mrozic nie mam gdzie - niby lodowka z duzym zamrazalnikiem, ale rezyduja w nim zawsze paczki mrozonych warzyw typu fasolka szparagowa, brokuly, kalafiror, groszek, szpinak, kukurydza (paczki po 1kg, zaznaczam) bo to u mnie MUSI byc pod reka, do tego musi byc miejsce na chleb, ktory po upieczeniu w duzej blasze kroje na cwiartki i mroze zeby nie splesnial jak wszystko tutaj. Dodatkowo szwendaja sie tam kurze cycki - material na ukochane kotlety Rajmunda i rowniez mrozone kawalki kurczaka "z kosciem" na rosolki i inne wynalazki nie kotletowe. A jeszcze przeciez przywlokl wczoraj schabik, mielone i cala, mala, surowa szynke. Gosc ja sprzedal jako mieso na gulasz pytal czy pociac w kostke - chyba bym mu rece pociela! Dosc ze miejsce w zamrazalniku zawsze jest deficytowe i trzeba sie bylo rozprawic ze slonina natentychmiast, wiec oszla na przemial. Wczoraj jej juz nie stopilam do konca, dzis sie dalej grzeje.
Odnosnie regionalizmow... Masz racje - my chadzamy na pole. Malopolska jak diabli!
U kogos widzialam slynne "tej".
Olusia, co do beagle'a to zastrzezenia mialas calkiem sluszne - to pies mysliwski, a w dodatku trzymany w sforach. Potrzebuje duuzo ruchu i mile widziany kompan tego samego gatunku - beagle'om lepiej sie zyje kiedy sa minimum dwa, ale to od jakiegos czasu modna rasa i sporo ludzi je nabywa. Coz - jesli duzo spaceruje to nie jest zle. Widzialam juz charty w blokach - przyznam sie ze wtedy pukalam sie mocno w glowe.
Kasia, moja mama jest ze swietokrzyskiego dawnego, spod Tarnobrzegu. Podobnie mowia. Tzn. podobnie mowila moja babcia, sasiedzi... Bo moja mama mowi ladna, literacka polszczyzna - w technikum miala niezla kindersztube, nauczyciele pilnowali zeby dzieciarnia umiala sie wyslawiac, w internacie mieli jakas arystokratke za kierowniczke i to im dodatkowo organizowala zajecia z dobrych manier, z prowadzenia domu typu przybrac stol, urzadzic mieszkanie. Wiekszosc dzieciakow byla z wiosek, "zywcem od gesi", podobnie jak moja mama, ktora bardzo dobrze wspomina te "szkolenia". Wiele z nich dopiero na tych zajeciach opanowalo jedzenie nozem i widelcem - pokolenie urodzone w czsie wojny, po wsiach chowane, czesto bieda az piszczala, dostali bagaz bardzo przydatnych umiejetnosci.
Agamati, z Poznaniem sie znamy.
Aczkolwiek czasem mam problem ze slowkami nie wszystko rozumiem. Ostatnio mialam ubaw z "migawka". Co sie nakombinowalam to moje. Dzis uswiadomilam sobie, ze moge bez testu wiedziec na czym stoje. MIerze tempke. Jesli nie zacznie spadac pod koniec cyklu, test bedzie formalnoscia. Na razie trzyma sie na niebotycznych wysokosciach, 36,9-37,0, ale ma czas teoretycznie do czwartku. To w ramach przyzwoitosci, o ile nie bedzie sie przedluzac.
wemborek - wiadro
bimba - tramwaj
bana - stawialabym na pociag, analogicznie do slaska