Dziewczynki zapomniałam o czymś Wam napisać ,a teraz mi się przypomniało.
Jak wrcałam we wtorek z kliniki pewna pani zapytała jak gdzieś dojechać.
Ktoś jej źle odpowiedział ,więc nie byłabym sobą i skorygowałam odpowiedź szybciutko.
Pani podziękowała i siedziała dalej.
Ja w międzyczasie rozmawiałam ze swoją przyjaciółką i umawiałam się,że do niej pojadę ,bo do domu wracać nie chciałam.
Wytłumaczyłam jej,że właśnie dowiedziałam się,że straciłam maluszka i nie bardzo wiem co z sobą zrobić ,że nie daję rady psychicznie,że potrzebuję jej teraz ,żeby się wyryczeć.
Wysiadłam z autobusu na przystanku ,sprawdzam rozkład i nagle czuję ,że ktoś mnie trąca.
Odwracam się i widzę,że to ta kobieta z autobusu .
Słuchajcie w pierwszej chwili zamarłam ,bo jej słowa nie bardzo do mnie docierały.
Coś mi do uszu wlatywało i wylatywało.
Kręciłam głową z niedowierzania i nie bardzo kodowałam poszczególne słowa.
Coś tam jej odpowiedziałam ,a ona jeszcze raz to samo.
Nie zapomnę tych słów do końca swojego życia :
"Niech pani nie płacze ,to dziecko nie chciało żyć "
"Ono miało zginąć w wieku 16 lat w wypadku .
Pani by miała zawał z tego powodu i też by pani tego nie przeżyła .
Ja mówię pani jeszcze raz ,to dziecko samo wybrało "
"Najprawdopodobniej to byłby chłopiec :-
-
-("
"Pani nie płacze ,niedługo znów będzie pani matką.
W przyszłym roku będzie pani w ciąży.
Urodzi pani jeszcze zdrowe dziecko .Zobaczy pani"
"Wiem co mówię,bo jestem jasnowidzką"
Dziewczyny ona mówiła to z takim spokojem w oczach,z takim przekonaniem....
Pamiętam,że jej podziękowałam.
Dalej na jakiś czas film mi się urwał...nic nie kojarzę z tamtego czasu...
Jakiś mętlik w głowie...
To była młoda osoba ,góra 35-40 lat ,jechała do kogoś z wizytą z pięknymi storczykami....
Sama nie wiem co o tym myśleć....