Agniesiar, przypadek odpada w naszym wypadku - TŻ jest w UK, na urlop przyjedzie za kilka dni, a to za wcześnie żeby kombinować. Teraz to wręcz trzeba będzie uważać żeby czegoś nie sprokurować bo ryzyko kolejnego poronienia... Jeszcze nie miałam nawet jednej @ po zabiegu, nie róbmy jaj, jestem kozak ale nie wariat. W kwestii starań i ciąży to nawet kozak nie jestem - zdaję sobie sprawę że kozaczyć to mogłam 20 lat temu, kiedy zaskakiwałam "od sztycha" i rodziłam z palcem w nosie, teraz to jednak trzeba z pewnym szacunkiem dla swej dojrzałości.;-) Po urlopie zobaczymy się dopiero jesienią i to na kolejne starania czas jest dobry, tylko mam obiekcje co do prowadzenia ciąży w UK. Optymalnie byłoby z tego co wiem nosić w Polsce, a rozpakować się w UK. Pogibane. Z kolei taki manewr nie bardzo wchodzi w grę bo... Znowu dłuższa bajka. Wyjeżdżam dopiero jesienią bo czekam aż nasze koty skończą kwarantannę i uprawomocnią się ich paszporty. Wiem, słyszałam już "co się przejmujesz, znajdź im inne domy", ale to odpada - zwierzaki są jak sztuka po przejściach, rok czekałam aż jedna z nich pozwoliła się pogłaskać. Była bita. Uważam że adoptując je, przyjęłam za nie pełną odpowiedzialność, zmiana domu i opiekuna byłaby dla nich ogromnym stresem. Z resztą są częścią rodziny.
W każdym bądź razie prowadzenie ciąży w Polsce wiązało by się z pozostawieniem ogonów na głowie TŻ bo tu likwidujemy mieszkanie i nie będzie bazy, poza tym... już za długo widujemy się tylko od okazji do okazji. A angielskiego olewaizmu cokolwiek się boję - wczesną ciążą ponoć wcale się nie przejmują, "jak poleci to poleci, przeżywają silniejsi."
W każdym bądź razie prowadzenie ciąży w Polsce wiązało by się z pozostawieniem ogonów na głowie TŻ bo tu likwidujemy mieszkanie i nie będzie bazy, poza tym... już za długo widujemy się tylko od okazji do okazji. A angielskiego olewaizmu cokolwiek się boję - wczesną ciążą ponoć wcale się nie przejmują, "jak poleci to poleci, przeżywają silniejsi."