Mój mąż też przerażony i zawsze wyśmiewał pomysł robienia zastrzyków, szczególnie że ja mam 3 dzieci bez zastrzyków. Jak zaczęłam, to nawet pierwszy mi zrobił (ale wolę sama robić), natomiast myślał, że to tak z tydzień będę brała a jak usłyszał, że do pologu, to się zrobił zielony. Generalnie mi nie do końca "styka" ta cała koncepcja, że akurat ja jestem zagrożona zakrzepem, który zamorduje dziecko, ale może to pycha z mojej strony, bo żaden lekarz tego nie kwestionuje. Robię badania, żeby monitorować, czy działanie heparyny jest odpowiednie - tego warto pilnować, bo zdarzaja się efekty uboczne, ale też zdarza się, że dawka jest za mała i trzeba modyfikowac. Generalnie musiałam zmienić podejście, zwykle mam problem z zaufaniem i robię po swojemu, ale też mnie życie uczy, że ja sobie mogę zaplanować z myślą o wszystkich i wszystkim, a powikłania ciąży mogą wszystko wywrócić do góry nogami. I zastrzyk przy tym to pikuś (aczkolwiek mnie one nadal wkurzają a już zrobiłam 50, chociaż chyba aktualnie bardzie wkurza mnie glukometr).