reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża Po Poronieniu

reklama
Czesc dziewczyny.
Nie bylo mnie cale wieki. Przez jakis czas podczytywałam Was z ukrycia. Potem jskos sie wymiksowalam na dobre. Postanowilam nadrobic zaleglosci, ale mam do przeczytania jakies 500!! stron. Obawiam sie, ze jednak nie dam rady,wybaczcie.
Widze, ze niestety sa nowe nicki za ktorymi kryja sie kolejne tragedie. Wszystkie Was kochane przytulam wirtualnie. Dla wszystkich mam moc buziakow i usciskow a dla wszystkich staraczek kciuki.
Pozwólcie,ze dla tych, ktore mnie nie znaja, przytocze w skrocie swoja historie. W 2011 roku poronilam po raz pierwszy, byl to październik, niedlugo przed moimi 34 urodzinami. Zaczęlam brudzic wiec pojechalam na IP. Tam okazało sie, ze seruszko nie bije, byl to 6/7 tydzien. I zaczal sie horror, tabletki, mega bol, a za dwa dni zabieg, bo nie wszystko sie oczyścilo. Potem tylko wszechogarniajaca pustka... Zrobilam kilka badan, z ktorych wyniklo, ze moja prolaktyna jest w kosmos wywalona. Krotko zajęlo mi jej zbicie i zaraz w pierwszym cyklu, w ktorym dostałam zielone swiatlo udało mi sie zajsc w ciaze, byl to marzec. Nie obylo sie bez przygod, w 7 tygodniu wylądowalam w szpitalu z brudzeniem, tak jak poprzednio. Tym razem jednak udalo sie donosic i mam wspaniałego 7,5 letniego syna. Zatracilam sie w macierzynstwie, karmilam go, dodam jedna piersią, przeszlo 3 lata. Dopiero jak poslalam go do przeszkola to wrocilam do w miare normalnego zycia. W lutym 2016 roku zaszlam w ciązę. Wizyta w 6/7tygodniu wszystko pieknie, seruszko bije.. Koniec 9 tygodnia znowu brudzenie, szpital i informacja, ze serce nie bije. Świat runął po raz drugi. Tabletki, ogromny ból... Wieczorem zemdlalam raz, potem drugi raz podczas którego złamałam sobie nos, pokiereszowałam twarz, cud, ze zęby ocalały. Ale to bylo nic w porównaniu do bólu psychicznego. Zapewne wiecie o czym mowie...
Kolejne badania, diagnoza niedoczynnosc tarczycy, Hashimoto. Trochę mi zajęło unormowanie hormonow. Wrocilismy do staran, ale bezskutecznie. Lekarz na wizycie w styczniu 2019 roku powiedział, ze mam raczej małe szanse na powodzenie. AMH 0,49, wiek 41 lat. Zalamalam sie. Moje marzenie o rodzenstwie dla syna rozwialo sie. To byl czas, kiedy stwierdzilam, ze znikam z forum.
A teraz moja dalsza historia..
We wrześniu 2019 roku zaczal mi sie spozniac okres. Test... I niedowierzanie.. Jest.. Jest druga kreska, blada, ale dobrze widoczna. Mało nie zemdlalam. W ciagu kilku dni bylam u lekarza. Nic jeszcze nie bylo widac, bo ciaza wczesna. Leki na podtrzymanie, witaminy oszczedny tryb zycia,l4. Pierwsza beta 16. I od razu lampka, jak to 16?? Tego samego dnia dostałam okres.. Biochemiczna..
Myślalam, ze tym razem sie uda.. Znow żal, pytania dlaczego?? Pytania,
ktore na zawsze pozostana bez odpowiedzi.
Ale to nie koniec mojej historii..
Lekarz przepisal duphaston od 15 dc z uwagi na fakt, ze czasem byly tylko 22dniowe. Czasem bylo tak, ze podczas brania duphastonu miesiaczka przychodzila w 23 dc. Wreszcie wszystko wracalo do normy. Od dłuzszego czasu pracuje z domu. I choc sumiennie wykonuje swoje obowiazki, to czesto mialam wrazenie, ze wiele rzeczy, spraw stresujacych po prostu mnie omija. Dobrze mi bylo z tym. Odstresowalam sie, poczulam taki spokoj. Mam przy sobie syna, maz tez w domu. Mozna by rzec sielanka.
8 kwietnia (32 dc) postanowiłam zrobic test, miesiaczka spozniala sie kilka dni. Rano pozytyw, dwie równie grube krechy. Szok.. Serce malo nie wyskoczylo z piersi.. Radosc, strach, niedowierzanie, tysiace mysli w glowie.. To byla sroda, pojechalam szybko na bete, po południu wynik, 6.146. Kolejny szok.. Skontaktowalam sie z lekarzem, kazal zwiekszyc leki i spokojnie oddychac. Boze, ale jak??
Piątek, Wielki Piątek, beta 10.560. Jezu, czy to sie dzieje naprawde, czy to sen? Byl dopiero 34dc, nie chcialam tak szybko tym razem jechac do lekarza. Od poczatku mega mdlosci, piersi malo nie eksplodowaly. W Wielkanoc poczulam sie lepiej, piersi juz tak nie bolaly, ytlko te mdlosci.. Ale z dnia na dzien i one jakos zelżaly. Zaczelam schizowac, ze cos zlego sie dzieje, ze przeciez jak to mozliwe, aby objawy juz mijaly?? Środa wizyta u lekarza, pecherzyk w macicy odpowiadajacy wiekowi ciązy. Powiedziałam o swoich obawach. Lekarz, wiadomo, prosze byc dobrej mysli, wszystko na tym etapie jest w porzadku.. Nic wiecej nie mozemy zrobic..
Ale moje obawy nie dawały mi spokoju. Dzis pojechałam na bete, 60.874. Jedenascie dni wczesniej 10.560. Lekarz kazal zbadac przyrost za dwa dni. A ja siedze i wyję. Dlaczego? Dlaczego?

Życie napisało dla mnie przedziwny scenariusz...
 
Czesc dziewczyny.
Nie bylo mnie cale wieki. Przez jakis czas podczytywałam Was z ukrycia. Potem jskos sie wymiksowalam na dobre. Postanowilam nadrobic zaleglosci, ale mam do przeczytania jakies 500!! stron. Obawiam sie, ze jednak nie dam rady,wybaczcie.
Widze, ze niestety sa nowe nicki za ktorymi kryja sie kolejne tragedie. Wszystkie Was kochane przytulam wirtualnie. Dla wszystkich mam moc buziakow i usciskow a dla wszystkich staraczek kciuki.
Pozwólcie,ze dla tych, ktore mnie nie znaja, przytocze w skrocie swoja historie. W 2011 roku poronilam po raz pierwszy, byl to październik, niedlugo przed moimi 34 urodzinami. Zaczęlam brudzic wiec pojechalam na IP. Tam okazało sie, ze seruszko nie bije, byl to 6/7 tydzien. I zaczal sie horror, tabletki, mega bol, a za dwa dni zabieg, bo nie wszystko sie oczyścilo. Potem tylko wszechogarniajaca pustka... Zrobilam kilka badan, z ktorych wyniklo, ze moja prolaktyna jest w kosmos wywalona. Krotko zajęlo mi jej zbicie i zaraz w pierwszym cyklu, w ktorym dostałam zielone swiatlo udało mi sie zajsc w ciaze, byl to marzec. Nie obylo sie bez przygod, w 7 tygodniu wylądowalam w szpitalu z brudzeniem, tak jak poprzednio. Tym razem jednak udalo sie donosic i mam wspaniałego 7,5 letniego syna. Zatracilam sie w macierzynstwie, karmilam go, dodam jedna piersią, przeszlo 3 lata. Dopiero jak poslalam go do przeszkola to wrocilam do w miare normalnego zycia. W lutym 2016 roku zaszlam w ciązę. Wizyta w 6/7tygodniu wszystko pieknie, seruszko bije.. Koniec 9 tygodnia znowu brudzenie, szpital i informacja, ze serce nie bije. Świat runął po raz drugi. Tabletki, ogromny ból... Wieczorem zemdlalam raz, potem drugi raz podczas którego złamałam sobie nos, pokiereszowałam twarz, cud, ze zęby ocalały. Ale to bylo nic w porównaniu do bólu psychicznego. Zapewne wiecie o czym mowie...
Kolejne badania, diagnoza niedoczynnosc tarczycy, Hashimoto. Trochę mi zajęło unormowanie hormonow. Wrocilismy do staran, ale bezskutecznie. Lekarz na wizycie w styczniu 2019 roku powiedział, ze mam raczej małe szanse na powodzenie. AMH 0,49, wiek 41 lat. Zalamalam sie. Moje marzenie o rodzenstwie dla syna rozwialo sie. To byl czas, kiedy stwierdzilam, ze znikam z forum.
A teraz moja dalsza historia..
We wrześniu 2019 roku zaczal mi sie spozniac okres. Test... I niedowierzanie.. Jest.. Jest druga kreska, blada, ale dobrze widoczna. Mało nie zemdlalam. W ciagu kilku dni bylam u lekarza. Nic jeszcze nie bylo widac, bo ciaza wczesna. Leki na podtrzymanie, witaminy oszczedny tryb zycia,l4. Pierwsza beta 16. I od razu lampka, jak to 16?? Tego samego dnia dostałam okres.. Biochemiczna..
Myślalam, ze tym razem sie uda.. Znow żal, pytania dlaczego?? Pytania,
ktore na zawsze pozostana bez odpowiedzi.
Ale to nie koniec mojej historii..
Lekarz przepisal duphaston od 15 dc z uwagi na fakt, ze czasem byly tylko 22dniowe. Czasem bylo tak, ze podczas brania duphastonu miesiaczka przychodzila w 23 dc. Wreszcie wszystko wracalo do normy. Od dłuzszego czasu pracuje z domu. I choc sumiennie wykonuje swoje obowiazki, to czesto mialam wrazenie, ze wiele rzeczy, spraw stresujacych po prostu mnie omija. Dobrze mi bylo z tym. Odstresowalam sie, poczulam taki spokoj. Mam przy sobie syna, maz tez w domu. Mozna by rzec sielanka.
8 kwietnia (32 dc) postanowiłam zrobic test, miesiaczka spozniala sie kilka dni. Rano pozytyw, dwie równie grube krechy. Szok.. Serce malo nie wyskoczylo z piersi.. Radosc, strach, niedowierzanie, tysiace mysli w glowie.. To byla sroda, pojechalam szybko na bete, po południu wynik, 6.146. Kolejny szok.. Skontaktowalam sie z lekarzem, kazal zwiekszyc leki i spokojnie oddychac. Boze, ale jak??
Piątek, Wielki Piątek, beta 10.560. Jezu, czy to sie dzieje naprawde, czy to sen? Byl dopiero 34dc, nie chcialam tak szybko tym razem jechac do lekarza. Od poczatku mega mdlosci, piersi malo nie eksplodowaly. W Wielkanoc poczulam sie lepiej, piersi juz tak nie bolaly, ytlko te mdlosci.. Ale z dnia na dzien i one jakos zelżaly. Zaczelam schizowac, ze cos zlego sie dzieje, ze przeciez jak to mozliwe, aby objawy juz mijaly?? Środa wizyta u lekarza, pecherzyk w macicy odpowiadajacy wiekowi ciązy. Powiedziałam o swoich obawach. Lekarz, wiadomo, prosze byc dobrej mysli, wszystko na tym etapie jest w porzadku.. Nic wiecej nie mozemy zrobic..
Ale moje obawy nie dawały mi spokoju. Dzis pojechałam na bete, 60.874. Jedenascie dni wczesniej 10.560. Lekarz kazal zbadac przyrost za dwa dni. A ja siedze i wyję. Dlaczego? Dlaczego?

Życie napisało dla mnie przedziwny scenariusz...
Witaj. ;) Ja jestem na forum od stycznia 2019. Możliwe że się nie znamy. Poronilam.dwa razy w odstępie pół roku. Dwa razy lyzeczlowanie w 10 i 8 tc. Tony leków i obecnie zaczynam 38 tc. ;)
Jednak chciałam Cię uspokoić co do przyrostu bety. Bo ja sama się nakręciłam iprzeplakalam 2 dni jak zobaczyłam (że w obecnej ciazy) przyrost był nie na poziomie 60 %. Poszlam do lekarza z sercem na dłoni i dostałam pieprz ! A potem opieprz na forum 😄 że jak się uwidoczji akcje serca to się nie sprawdza już bety bo ona ma inne skoki...nie sprawdza się. Akcje serca widziałas? Miałaś usg?
Nie panikuj. ;) jeżeli chodzi o przyrost bety to o niczym on nie świadczy. Ja tak miałam. Podobmo wartość bety powyżej 6 tyś już się nie patrzy na betę. (Mam nadzieję że się nie pomyliłam z wartosciami) jak coś to dzoewczyng mnie sprostuja;)
 
Charlotte21 dziekuje za podniesienie na duchu. Bylam u lekarza w 5t3d, serduszka jeszcze nie było. Powiedzial, aby przyjść za dwa tygodnie, bo wtedy juz wszystko bedzie pięknie widać. Od razu mu zapowiedziałam, ze wątpię, abym tyle wytrzymala. Też czytałam o tym, ze powyżej 6tys. ta beta inaczej przyrasta, niemniej jednak trudno mi sobie jakos to wytłumaczyć. W czwartek pojde podejrzec, to bedzie tydzien i dzien po wczesniejszej wizycie, dłuzej nie wytrzymam.
Te kilkaset stron wczesniej bylas w ciązy. Mam nadzieję, ze Twoja historia doczekała się szczęśliwego finału?
 
Hej dziewczyny. Mam pytanie. Mój płód umarł w 9 tygodniu . Zabieg łyżeczkowania miałam przeprowadzony 11 marca . Dziś zrobiłam test ciążowy i wyszedł pozytywny. Czy to możliwe że po 6 tygodniacj beta HCG jeszcze mi nie spadła ? Czy bardziej prawdopodobne jest to że to kolejna ciąża ?
 
Mam pierwsze wyniki, zerknijcie pliz:

Homocysteina 8,55 (zakres: 4,44 - 13,56)
Prolaktyna 188,91 (zakres: 108,78 - 557,13)
Tsh 1,6 (zakres do 4,9)
Ft3 3,49 (1,71 - 3,71) tu już blisko górnej granicy?
Ft4 1,0 ( 0,7 - 1,48)
Antytpo <1,0 (zakres do 5,61)
Antytg 1,26 (zakres do 4,11).

Reszty nie ma i pewnie trochę będę musiała poczekać. Z tego co widzę jest ok tylko to ft3 mnie zastanawia...?
 
@hona Witaj kochana my się znamy 😘 cieszę się, że odezwałaś się do nas, wywoływałam Cię nawet jakis czas temu 😉 mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze trzymam mocno kciuki i kibicuje ❤


@Martusia1992 witaj. Jest możliwość, że jeszcze może być pozostałość po poronieniu. Możesz zrobić betę i mieć pewność
Edit a miałaś już miesiączkę?
 
Ostatnia edycja:
Czesc dziewczyny.
Nie bylo mnie cale wieki. Przez jakis czas podczytywałam Was z ukrycia. Potem jskos sie wymiksowalam na dobre. Postanowilam nadrobic zaleglosci, ale mam do przeczytania jakies 500!! stron. Obawiam sie, ze jednak nie dam rady,wybaczcie.
Widze, ze niestety sa nowe nicki za ktorymi kryja sie kolejne tragedie. Wszystkie Was kochane przytulam wirtualnie. Dla wszystkich mam moc buziakow i usciskow a dla wszystkich staraczek kciuki.
Pozwólcie,ze dla tych, ktore mnie nie znaja, przytocze w skrocie swoja historie. W 2011 roku poronilam po raz pierwszy, byl to październik, niedlugo przed moimi 34 urodzinami. Zaczęlam brudzic wiec pojechalam na IP. Tam okazało sie, ze seruszko nie bije, byl to 6/7 tydzien. I zaczal sie horror, tabletki, mega bol, a za dwa dni zabieg, bo nie wszystko sie oczyścilo. Potem tylko wszechogarniajaca pustka... Zrobilam kilka badan, z ktorych wyniklo, ze moja prolaktyna jest w kosmos wywalona. Krotko zajęlo mi jej zbicie i zaraz w pierwszym cyklu, w ktorym dostałam zielone swiatlo udało mi sie zajsc w ciaze, byl to marzec. Nie obylo sie bez przygod, w 7 tygodniu wylądowalam w szpitalu z brudzeniem, tak jak poprzednio. Tym razem jednak udalo sie donosic i mam wspaniałego 7,5 letniego syna. Zatracilam sie w macierzynstwie, karmilam go, dodam jedna piersią, przeszlo 3 lata. Dopiero jak poslalam go do przeszkola to wrocilam do w miare normalnego zycia. W lutym 2016 roku zaszlam w ciązę. Wizyta w 6/7tygodniu wszystko pieknie, seruszko bije.. Koniec 9 tygodnia znowu brudzenie, szpital i informacja, ze serce nie bije. Świat runął po raz drugi. Tabletki, ogromny ból... Wieczorem zemdlalam raz, potem drugi raz podczas którego złamałam sobie nos, pokiereszowałam twarz, cud, ze zęby ocalały. Ale to bylo nic w porównaniu do bólu psychicznego. Zapewne wiecie o czym mowie...
Kolejne badania, diagnoza niedoczynnosc tarczycy, Hashimoto. Trochę mi zajęło unormowanie hormonow. Wrocilismy do staran, ale bezskutecznie. Lekarz na wizycie w styczniu 2019 roku powiedział, ze mam raczej małe szanse na powodzenie. AMH 0,49, wiek 41 lat. Zalamalam sie. Moje marzenie o rodzenstwie dla syna rozwialo sie. To byl czas, kiedy stwierdzilam, ze znikam z forum.
A teraz moja dalsza historia..
We wrześniu 2019 roku zaczal mi sie spozniac okres. Test... I niedowierzanie.. Jest.. Jest druga kreska, blada, ale dobrze widoczna. Mało nie zemdlalam. W ciagu kilku dni bylam u lekarza. Nic jeszcze nie bylo widac, bo ciaza wczesna. Leki na podtrzymanie, witaminy oszczedny tryb zycia,l4. Pierwsza beta 16. I od razu lampka, jak to 16?? Tego samego dnia dostałam okres.. Biochemiczna..
Myślalam, ze tym razem sie uda.. Znow żal, pytania dlaczego?? Pytania,
ktore na zawsze pozostana bez odpowiedzi.
Ale to nie koniec mojej historii..
Lekarz przepisal duphaston od 15 dc z uwagi na fakt, ze czasem byly tylko 22dniowe. Czasem bylo tak, ze podczas brania duphastonu miesiaczka przychodzila w 23 dc. Wreszcie wszystko wracalo do normy. Od dłuzszego czasu pracuje z domu. I choc sumiennie wykonuje swoje obowiazki, to czesto mialam wrazenie, ze wiele rzeczy, spraw stresujacych po prostu mnie omija. Dobrze mi bylo z tym. Odstresowalam sie, poczulam taki spokoj. Mam przy sobie syna, maz tez w domu. Mozna by rzec sielanka.
8 kwietnia (32 dc) postanowiłam zrobic test, miesiaczka spozniala sie kilka dni. Rano pozytyw, dwie równie grube krechy. Szok.. Serce malo nie wyskoczylo z piersi.. Radosc, strach, niedowierzanie, tysiace mysli w glowie.. To byla sroda, pojechalam szybko na bete, po południu wynik, 6.146. Kolejny szok.. Skontaktowalam sie z lekarzem, kazal zwiekszyc leki i spokojnie oddychac. Boze, ale jak??
Piątek, Wielki Piątek, beta 10.560. Jezu, czy to sie dzieje naprawde, czy to sen? Byl dopiero 34dc, nie chcialam tak szybko tym razem jechac do lekarza. Od poczatku mega mdlosci, piersi malo nie eksplodowaly. W Wielkanoc poczulam sie lepiej, piersi juz tak nie bolaly, ytlko te mdlosci.. Ale z dnia na dzien i one jakos zelżaly. Zaczelam schizowac, ze cos zlego sie dzieje, ze przeciez jak to mozliwe, aby objawy juz mijaly?? Środa wizyta u lekarza, pecherzyk w macicy odpowiadajacy wiekowi ciązy. Powiedziałam o swoich obawach. Lekarz, wiadomo, prosze byc dobrej mysli, wszystko na tym etapie jest w porzadku.. Nic wiecej nie mozemy zrobic..
Ale moje obawy nie dawały mi spokoju. Dzis pojechałam na bete, 60.874. Jedenascie dni wczesniej 10.560. Lekarz kazal zbadac przyrost za dwa dni. A ja siedze i wyję. Dlaczego? Dlaczego?

Życie napisało dla mnie przedziwny scenariusz...
Nie wiem czy mnie pamiętasz Ale ja Ciebie tak [emoji4] trzymam mocno kciuki, aby tym razem wszystko skończyło się szczęśliwie!! [emoji173]
Ja poronilam we wrześniu 2018 I wtedy też trafiłam na ten wątek. W maju 2019 udało mi sie zajść w ciążę, bralam acard i heparyne i w styczniu 2020 zostałam mama malego Leosia [emoji173]
 
@Takaja123, @Dzoana88 jasne, ze Was pamiętam.
@Takaja123 jak u Ciebie? Pamiętam Waszą walkę, problemy męża, mam nadzieję, ze wszystko wrocilo do normy i po operacji możecie bez ograniczeń cieszyć się sobą. A przy okazji, jak staranka?
@Dzoana88 cieszę się bardzo Waszym szczęściem. Leon - piękne imię, buziaki od e-ciotki.
Dziewczyny, ja tym razem też na heparynie, ale zaczęłam dopiero od 5t3d, acard oczywiście już dawno. Mam nadzieję, ze to nie za późno, powinnam brać od pozytywu, ale nie mogłam uwierzyć, ze to może być ciąża i test zrobiłam dopiero w 32dc, 6 dni po dacie spodziewanej miesiączki. Dodam, ze w duphaston też odstawiłam w oczekiwaniu na okres. Ech, głupia.
Świruję cały czas, dziś wyjątkowo mocno bolał mnie brzuch, pewnie przez te nerwy.
A jakie Wy macie doświadczenia z b-hcg? Czwartkowa będzie chyba ostatnią w moim życiu, ztrasznie mnie to stresuje.
 
reklama
@Takaja123, @Dzoana88 jasne, ze Was pamiętam.
@Takaja123 jak u Ciebie? Pamiętam Waszą walkę, problemy męża, mam nadzieję, ze wszystko wrocilo do normy i po operacji możecie bez ograniczeń cieszyć się sobą. A przy okazji, jak staranka?
@Dzoana88 cieszę się bardzo Waszym szczęściem. Leon - piękne imię, buziaki od e-ciotki.
Dziewczyny, ja tym razem też na heparynie, ale zaczęłam dopiero od 5t3d, acard oczywiście już dawno. Mam nadzieję, ze to nie za późno, powinnam brać od pozytywu, ale nie mogłam uwierzyć, ze to może być ciąża i test zrobiłam dopiero w 32dc, 6 dni po dacie spodziewanej miesiączki. Dodam, ze w duphaston też odstawiłam w oczekiwaniu na okres. Ech, głupia.
Świruję cały czas, dziś wyjątkowo mocno bolał mnie brzuch, pewnie przez te nerwy.
A jakie Wy macie doświadczenia z b-hcg? Czwartkowa będzie chyba ostatnią w moim życiu, ztrasznie mnie to stresuje.


Niestety u nas jest bez zmian cały czas walczymy. Starań nie ma.
Jaka heparyne bierzesz?
 
Do góry