Jeśli mogę coś polecić do poczytania dla mam spodziewających się dziecka - ode mnie rekomendację dostanie "Mocno mnie przytul" Gonzalesa (wyd. Mamania), a dla tych, którzy już mają niemowlęta i małe dzieci (choć dla spodziewających się też się nada) "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein (też Mamania). Ale uwaga: czego byśmy na temat dzieci i wychowania nie czytały, zawsze warto czytać krytycznie i nie przyjmować wszystkiego jak leci.
W dzisiejszych czasach zalewają nas wręcz różne teorie wychowania dzieci, sprawiając, że jako rodzice czujemy się zagubieni, niekompetentni, ciągle się zastanawiamy, czy na pewno robimy wszystko dobrze, czy taki lub inny nasz ruch nie zrujnuje naszym pociechom życia. Moja rada jest taka: kochać, szanować, nie bić i nie znęcać się psychicznie. Tylko tyle i aż tyle. NIE ma uniwersalnej teorii wychowania, zawsze należy uwzględnić w tym wszystkim (zależnie od kwestii) duet mama-dziecko oraz trio mama-tata-dziecko. Nie ma dwóch identycznych duetów i trio. Każde dziecko ma inne potrzeby, ale i rodzice mają swoje potrzeby, nie mogą całe życie robić wszystkiego przeciwko sobie bo tak ktoś w jakiejś mądrej książce zalecił, bo pękną psychicznie. Jedna mama nie daje rady z niewyspania i przetrenuje swoje dziecko do usypiania we własnym łóżeczku - a dziecko jej na to pozwoli, w miarę łatwo się temu podda. Inna mama nie daje rady z niewyspania ale musi szukać innej metody, bo dziecko stawia bardzo duży opór, więc może zapakuje dziecko do własnego łóżka i to jej pozwoli funkcjonować. Tu chyba nie ma złych rozwiązań. Każdy szuka swoich metod "przetrwania" i u każdego sprawdzi się co innego. Nie musimy się tłumaczyć ze swoich wyborów, nie musimy nikomu udowadniać, że nasze metody są lepsze. Grunt, żeby stała za nimi miłość i troska. Wychowanie dziecka to nie jest misja naszego życia, egzamin, który musimy zaliczyć na piątkę i z którego świat nas będzie rozliczał. Ludzie wychowują dzieci od zawsze i to się po prostu dzieje samo. Teraz mamy trochę większą wiedzę i zrozumienie dla psychiki i rozwoju dziecka, możemy to zrobić lepiej, zapewnić dzieciom lepszy start, ale nie możemy przeholować. Dzieci i tak kiedyś będą musiały żyć w grupie, w społeczeństwie, niezależnie od naszych przekonań będą sobie musiały radzić z tym, że inni mają swoje emocje, że każdy liczy się przede wszystkim ze sobą i swoją rodziną, że trzeba współpracować z ludźmi mądrymi i głupimi, o różnych poglądach, że nie wszystko na świecie jest dobre i sprawiedliwe, a w ogóle to całe nasze funkcjonowanie w społeczeństwie jest podyktowane kijem i marchewką. Jak na to spojrzeć z tej perspektywy to to, czy dziecko będzie musiało trochę się dostosować do matki w tym czy w tamtym, bo matka nie daje rady, albo że czasem rodzicowi puszczą nerwy i nakrzyczy na dziecko za coś, za co w sumie nie warto było - jakie to ma znaczenie? Nie warto sobie na te wszystkie drobnostki psuć nerwów i piętrzyć wyrzutów sumienia. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Szkoda tylko, że czasami mamy tendencję do patrzenia na innych z góry. Ja zrobiłam tak i tak i moje dziecko chodzi jak w zegareczku, jestem świetną matką - a ty, popatrz, no zupełnie sobie nie radzisz, trzeba było zrobić tak samo, jak ja. I nie bierzemy pod uwagę, że to, że nam się udało wcale niekoniecznie jest zasługą naszych supermocy rodzicielskich i że te same metody w przypadku innego dziecka nie zadziałają albo przyniosą wręcz przeciwny skutek. Nie wykazujemy zrozumienia dla rodziców, którzy mają problemy tam, gdzie my ich nie mamy. Ba, patrzymy na nich krytycznie. A szkoda. Przez to wiele osób mam wrażenie potem z każdego swojego wyboru się przed innymi tłumaczy.
Czytajmy mądre książki. Oczywiście. Ale nie bierzmy ich za bardzo do siebie. Jak coś u nas idzie inaczej, niż autor to sobie wymyślił, odpuśćmy. Śpijmy z dziećmi, śpijmy bez dzieci, karmmy mlekiem własnym albo modyfikowanym, podawajmy papki albo stosujmy BLW, nośmy w chustach albo woźmy w wózkach - jak komu wygodniej, lepiej, sprawniej i weselej przejść przez macierzyństwo. To wszystko ma dużo mniejsze znaczenie, niż sobie próbujemy wmówić.