No no, widzę, że dużo dobrych wieści tutaj
Tylko alza mogłaby się już wreszcie rozpakować i pochwalić prezentem!
Z tymi instytucjami to szkoda słów, naprawdę. Ja się obecnie z różnymi biję w ramach pracy, co jest dodatkowo utrudnione o tyle, że moje centrum dowodzenia jest obecnie z kanapy. Ale ja w tej chwili nawet na zwolnienie iść nie mogę :/ A z instytucjami, od których człowiek coś powinien czasem dostać to już nawet nie chce mi się wypowiadać. Ja żadnego becikowego nigdy na oczy nie widziałam, jak w ciąży straciłam pracę to się okazało, że urząd pracy jakimś cudem nie chce uznać mojego prawa do zasiłku, choć latami wszystkie składki miałam płacone - i to tylko dlatego, że ZUS wydawał mi zaświadczenie dla UP a UP nie chciał takiego zaświadczenia uznać, twierdząc, że musi być inaczej sformułowane, ZUS twierdził z kolei, że inaczej sformułować nie może i że to jest standardowe zaświadczenie dla UP - i tak sobie mnie odbijali w tę i z powrotem aż w końcu zasiłku odmówili. W ciąży nikt kobiety nie zatrudni, bo się boją. Założyłam firmę, zakasałam ręce do roboty, mimo że finisz miałam leżący, pracować przestałam na 4 dni przed porodem. I co? I ZUS wszczął kontrolę, podejrzewając, że mi się macierzyński nie należy. Oczywiście miałam mocne dowody na to, że się należy, ale wiecie co, w tym kraju podobno istnieje domniemanie niewinności i trzeba winę udowadniać - a w tym przypadku de facto trzeba udowadniać, że się winnym nie jest. Także tak...
Ja dzisiaj jestem kłębkiem nerwów i mam ochotę mówić dużo brzydkich słów albo się rozpłakać. Mąż wyjechał. Syn pół nocy miał koszmary. Zaprosiłam go do łóżka bo łatwiej było go uspokoić. W końcu zsikał mi się w to łóżko, zasikał całego siebie i moje prześcieradło (nie wiem jakim cudem, bo na noc mu pieluchę zakładam...) Wstałam, zmiana pościeli, przebieranie dzieciaka, patrzę, a on ma oczy jak dwie fioletowe bańki. No to ratowanie oczu bo mi płacze, że go bolą. Większość nocy z głowy. Rano zamiast do przedszkola to umawianie wizyty do lekarza. Antybiotyk w kroplach, przykaz siedzenia w domu. Ganianie za rozmarudzonym maluchem, kombinowanie, co mu ugotować, bo przecież miał jeść obiad w przedszkolu, a ja mam pustą lodówkę bo mi nikt zakupów nie zrobił. Dziecko na drzemkę a ja zamiast leżeć czy choć trochę noc odespać to do garów czarować cokolwiek, żeby dzieciaka nakarmić. Ktokolwiek do pomocy mi dopiero wieczorem przyjedzie. Wściekła jestem jak osa bo próbuję jakoś ogarnąć rzeczywistość tak, żeby się nie nadwyrężyć, nie dźwignąć, nie zrobić nic niebezpiecznego, a to naprawdę trudne! Coś czuję, że jeśli ja będę miała leżeć plackiem wg lekarza to będzie mnie trzeba zamknąć w szpitalu, bo w domu to się po prostu nie da. No ale niestety nikt tutaj w rodzinie nie jest przygotowany na sytuację, że dziecko się rozchoruje i do przedszkola nie pójdzie. A męża nie ma. Ehh.... W domu oczywiście dalej syf taki, że można się przykleić. A w dodatku cały czas mnie praca ściga, ale dziś nie byłam w stanie się niczym do pracy zająć
Aha, jeszcze jedno. Powiedzcie mi, czy 19 tc to za wcześnie na połówkowe? Bo niby moja ginka kazała to łożysko sprawdzić w 19 tc na połówkowym ale teraz sama nie wiem, wszędzie czytam, że połówkowe lepiej robić bliżej 22 tc i zgłupiałam. Nie chciałabym dwa razy chodzić bo chodzę prywatnie i kosztuje dużooooo.