Witam wszystkie przyszłe mamusie i starające się i wystarane,
jestem mamą 2 dzieci, ale zawsze marzyłam o trójeczce, Hubert i Ulcia to dzieci bardzo zaplanowane, z testów owulacyjnych, z zasady "tu i teraz, bo moja komórka krótko żyje", i to głownie problem głowy a nie fizjologii, niedawno dowiedziałam się, że jestem w upragnionej trzeciej ciąży - tak po prostu, nie wiem jak, gdzie, kiedy, w 6 tygodniu piękne serduszko, wszystko ok, umawiam się z lekarzem że teraz też CC, w 8 tygodniu lekarz robi się podczas badania nerwowy, uciska z każdej strony mój brzuch, a ja wpatruję się w plamkę na monitorze i widzę, że nic nie puka, dzidzia zmarła 1,5 tygodnia wcześniej, praktycznie po ostatnim USG, wyprosiłam lekarza o telefon do szpitala, 4 h później już byłam po zabiegu w drodze do domu, 4 h a przepaść nie do opisania, wyrzucam sobie mój lęk, moje złe przeczucia, to że zawiozłam chorą mamę do lekarza,a potem sama miałam wirusówkę, że nie brałam wcześniej foliku
teraz żyje tylko nadzieją, że mąż będzie chciał jeszcze ten jeden raz spróbować, będzie to dla mnie 7 ciąża, mam za sobą jeszcze jedno poronienie, ciąże biochemiczną i poród martwej córeczki w 24 tc z letalną wadą serca, nie potrafię go otwarcie zapytać, bo boję się że powie nie, choć na każdym kroku sugeruję mu, że marzę by nasze dziecko do nas wróciło, teraz tylko tym żyję, odliczam dni cyklu i cierpię, bo do starań jeszcze tak daleko, a może nie mam no co czekać, i mimo że mam w domu dwójkę dzieci, to moje serce się rozpadło, i czuję, że nie są one w stanie wypełnić tego instynktu macierzyńskiego, który narodził się we mnie wraz z tą małą istotką