A no jak jest mały koszyk to trochę problem faktycznie. Ja teraz mam tylko taką siatkę doczepioną do buggypoda i w zasadzie wystarcza. Ale Franek już duży, więc mniej potrzebuje.
W X-landerze przy gondoli był spory kosz, a przy spacerówce jeszcze dochodziła baaardzo pojemna kieszeń z tyłu, za oparciem. W zasadzie wszystko się tam mieściło.
Z Maluchem miałam zawsze przy sobie zapas pieluch, przewijak, chusteczki, krem, jakiś ciuch na zmianę, pieluchę tetrową (jedną lub dwie, jakby się mocno zalały przy karmieniu), potem też kubek z wodą (na kubek miałam uchwyt), czasem jakąś przekąskę jak na dłużej wychodziliśmy (chrupki kukurydziane/jogurt), śliniak, do tego jedzenia jakąś łyżeczkę. Jedzenie czasem niosłam w termosie. Nie mówiąc już o czasach karmienia mm (na szczęście tylko 2 miesiące to trwało), kiedy trzeba było mieć przy sobie odmierzone mleko, butelkę i termos z wodą, jeśli nie miało się możliwości poproszenia gdzieś o wrzątek...
No i do tego swoje graty - osobisto-pracowe.
Masakra, pułk wojska tyle rzeczy w miesięczną podróż nie zabiera
***
Aha - jeszcze mi się przypomniało: w wózku w zasadzie na stałe woziłam folię na deszcz (choć nigdy jej nie użyłam, bo X-lander ma ogromną budkę), zapasowy koc do przykrycia, a w sezonie jesienno-zimowym też wózkowy śpiworek na nogi.