Bo goraczkuje już 4 dobę, czopki działają, ale po 6 godzinach znów gorączka, a poza tym mój mąż pojechał z nią do lekarza i on wyczuł coś na płucach i dał skierowanie do szpitala. Teraz mała śpi na rękach męża, ale pewnie niedługo czopek przestanie działać. Pytanie czy zostanie ona w szpitalu czy nie. Jak to piszę to mam łzy w oczach.
Dodatkowo dowiedziałam się, że do domu nie wiadomo czy wrócę, bo chcą mnie przenieść do kliniki (nie bardzo rozumiem czy będę tam leżeć czy jak), bo nie mogą mi dać czegoś co unormuje moje serce i będę mogła żyć bez strachu, że będę miała stan omdlenia. Niby jestem zdrowa i mogłabym siedzieć w domu, ale mnie trzymają, bo mogę mieć atak omdlenia. Masakra