Dziękuję, to bardzo mądre co napisałaś :*
Z moją wiarą po moich przejściach było różnie, przez akceptację i szczerą modlitwę bo totalny bunt. Ale wierzę że moi dziadkowie i moj braciszek nad nami czuwają.
Co do rodziców, to mieszkamy z nimi w domu na wsi. Są tak toksyczni, może nie powinnam tak myśleć ale nienawidze ich...
A macie chociaż osobne wejście?
Nie chce się wymądrzać, ale nienawiść to uczucie które najbardziej szkodzi tobie..wyniszcza od środka.. to co dajemy z siebie- to do nas wraca.. zastanów się nad tym.. spróbuj wziąść 10 oddechów i zamówić za nich choćby krótką modlitwę.. nie bój się wtedy płaczu jeśli przyjdzie.. nie wiem czy od razu poczujesz ulgę, ale za którymś razem na pewno..
Jeśli uważasz, że piszę głupoty- zignoruj mnie. Po prostu szkoda mi Ciebie i Twojego dziecka.
Napiszę coś bardzo osobistego.. zawsze byłam wierząca i to bardzo. Sama urodziłam się w zielonych wodach z 1 pkt w skali Agpar. Przez pierwsze 5 lat mojego życia rodzice non stop jeździli po lekarzach, cały czas wymiotowalam.. co zjadłam spowrotem. Potem z tego wyrosłam... teraz będę mama po raz drugi.. co jest dla mnie cudem, bo o każde dziecko dużo się modlilam i starałam.. jeśli ktoś nie wierzący i tak nie uwierzy, ale mój synek począł się 15 sierpnia w święto Maryi, dowiedziałam się o ciąży 26sierpnia ( MB Częstochowskiej- A ha kilka pieszych pielgrzymek w swoim życiu zaliczylam) i byłam pewna że urodzi się też w kolejne święto.. założyłam początek mają w MB królowej Polski. Mój kochany syneczek urodził się w MB Fatimskiej 13maja.. może zbieg okoliczności.. może..
O 2 ciążę staraliśmy się długo, już nawet nie wiem czy w nią wierzyłam, ale po 5.5 roku zaszła w ciążę. Radość i niedowierzanie.. i dokładnie 25grudnia w Boże Narodzenie straciłam moją kruszynkę.. cały wieczór i noc spędziłam w szpitalu i nic się nie dało zrobić.. nie mogłam w to uwierzyć.. syn Boży się rodzi, wszyscy się cieszą, a ja rozpaczam... miałam pierwszy w życiu kryzys wiary i wszystkiego.. ciężko było mi chodzić do kościoła, i zaczęłam pomijać msze.. nawet w marcu w poście, gdzie zawsze przestrzegałam pojechałam na imprezę integracyjną z pracy i tańczyłam w poście pierwszy raz w życiu.. i wtedy poczułam, że ktoś na górze powiedział stop.. koleżanka wdepnela mi obcasem na stopę, mega spuchla mi nogą, szpital w środku nocy i powrót z gipsem do domu. Diagnoza- złamanie kości srodstopiu.. ból straszny..
Wróciłam do domu i poszlam juz do swojej przychodni (wczrsniej pogotowie zawiozlo mnie do miasta gdzie byl wyjazd) po konsultacje, pomoc, infornacje co dalej.. i tam kolejny rentgen i nie ma złamania.. kolejne 2rentg i zdjęcie gipsu, lekarze nie wiedzieli co się stało? Bez gipsu wróciłam do domu..i poczułam, że ktoś tam na górze mnie postraszył, ale dał mi szansę na docenienie co w życiu ważne.. kto pochodził choćby dzień z gipsem do kolana wie o co chodzi..
Niecały rok później znów byłam w ciąży.. też pod koniec grudnia.. w styczniu lekarz że względu na niewyjaśnione przyczyny poprzedniego poronienia kazał mi się bardzo nie nastawiać i na wszelki wypadek wstrzymać się do 12tyg z ogłoszeniem światu.. czekałam na poronienie.. nie nastąpiło..w 12 tyg jak tylko się ucieszyłam i powiedziałem najbliższym przyszedł test pappa. Nie dawał nadziei.. dziewczyny z wątku o Amino wiedzą jaki to stres i tam podałam jakie dawali mi szansę.. mojej córeczkę jak się okazało.. stres, płacz do 18tyg. Oboje z mężem niemal jak cienie ludzi chodziliśmy.. i przyszedł wynik że wszystko ok.. dopiero po tygodniu byłam w stanie zacząć pisać w tym wątku.. teraz jestem pod koniec 30 tyg.. córeczka wczoraj 1.6kg i wierzę że będzie dobrze, bo już obie tyle przeszlysmy.. jak pokazalam mojej lekarz swoją książeczkę zdrowia nie mogła uwierzyć że jest moja, że dziecko z 1pkt i hiper coś tam ( bo mój brat ważył 3.8 A ja 2.6 że mi coś tam podbierał i dlatego urodziłam się tak a nie inaczej) żyje, jest zdrowa (przebadał mnie po poronienie wzdłuż i wszesz) i będzie mama po raz drugi.. A uwierz mi że widząc wynik pappa kazała mi się przygotowywać na terminacji I wysłała na usg do lekarza ktory nic niepokojącego nie znalazł, ale 10min wykładał o pomyłkach Boga ( że po to mamy badania aby jej poprawiać) mi zrobil na jedno moje zdanie ze cokolwiek nie bedzie nie usune tej ciaxy..
Różne są przeżycia i drogi. Najważniejsze wyciągnąć z nich lekcje dla siebie na przyszłość..
Uwierz swojemu dziecku że chce żyć.. zacznij przygotowywać tu jemu świat i miejsce.. kochaj i idź dalej..
Sorki. Jeśli kogoś zanudzilam..