W nocy przyprowadzili nam na salę nowa kobietę. To, że patola, to było widać i czuć zanim dobrze weszła. Na dodatek chora patola. Cała noc kaszlała jak gruzliczka, słychać, że zaflegmiona, duszności, świszczący oddech. Koleżanka z sali poszła do dyżurki, ze WTF, że czemu tak chora osobę do ciężarnych, to ja zbyli, że to kaszel palacza. Bosko. Rano obchód i pani "kaszel palacza" dostaje antybola, bo crp wysokie i leki przeciwgrzybiczne górą i dołem. Znowu do dyzurki, tym razem żeby ją przeniesli. Nie ma opcji, nie ma miejsc. Stwierdzilyśmy, ze albo ja przeniosą, albo my wychodzimy na żądanie. Pokombinuja. Mają dać znac, jak już będzie wiadomo jak z wypisami, to spróbuja zrobić rotację i ja przenieść. W naszej sali śmierdzi. Od rana byłam tam trzy razy, łącznie może godzinę.