Hej mamusie,
wreszcie deszczowo, wreszcie brzydka pogoda i wreszcie mogę spokojnie oddychać
W siebie tzn w podzielonogórskiej wsi - odetchnęłabym świeżym zapachem lasu, który z każdej strony otaczał mój dom, a tu gdzie teraz mieszkam, pod Poznaniem.... ech... czuć, co najwyżej kurnikiem sąsiada ;/
szybko Was doczytałam, bo zaraz do rodzinnego jadę, jednak migdały mnie pokonały i chyba znów skończy się antybiotykiem.
Aniaam - tak, chciałabym wyciąć je najlepiej dzień po porodzie, ale widzisz jak tylko w szpitalu usłyszeli, że jestem w ciąży to w ogóle nie chcieli mi rezerwować terminu na operację chociaż i tak przecież musiałabym z rok czekać na nią! absurd. A tak to pewnie po porodzie pójdę do laryngologa, dostanę nowe skierowanie do szpitala i umówią mnie na Bóg wie kiedy ;(
Joani - lekarz profilaktycznie kazał mi przed wszelkimi kąpielami basenowo - jeziornymi Clotrimazolem w kremie się wysmarować, na razie odpukać działa.
EMka - trzymam kciuki żeby krawcowa z Ciebie nie zdarła ostatnich groszy i wyczarowała piękną kiecę
Alpine - jesli chodzi o te durne terminy to ja też się swoje nawkurzałam, miałam zawirowanie cyklu ( był dziwnie krótszy) i w sumie dlatego zaszłam w ciążę bo się pogubiłam z owulacją
termin liczony schematycznie z OM wychodzi na 30 września, natomiast mój pierwszy ginekolog z Zielonej Góry już od pierwszego usg twierdził, że właśnie ciąża jest starsza aż o 9 dni! na karcie wpisał termin z OM oraz drugi termin 21 września i go podkreślił, także mam dwa
na każdym następnym usg wychodziło, że ciąża jest starsza.
Obecnie z usg w 31 tyg wychodzi termin 25 września, więc i tak szybciej, nadal jest ten kilkudniowy poślizg a szpital tez patrzy na OM i koniec kropka. I weź się tu nie denerwuj.
mam kolejny problem - moja pięciolataka praktycznie w ogóle przestała jeść (normalne potrawy), zawsze był problem z jedzeniem, panie w przedszkolu mówiły, że takiego przypadku jak Maja to w karierze nie miały, zawsze coś tam jednak dziubała. Teraz codziennie jest płacz, histeria, moje łzy, jej łzy, błaganie o gryza, albo ostatecznie pół dnia na wodzie mineralnej. Zawsze byłą mega niejadkiem, ale to co się dzieje teraz przechodzi wszelkie granice. Nie je chleba, bułek, warzyw, owoców, zup, kanapek, jajek, zup mlecznych, surówek, mięsa pieczonego, normalnie koszmar.
Jedyne potrawy, które względnie zaakceptuje to naleśniki (z kremem czek. ), frytki, kulki z mlekiem(pół szklanki mleka max), pierogi ruskie (4 sztuki), paluszki rybne i to tylko z Biedrony (sztuk 2), kopytka czasem, schabowy (1/4 kotleta), do picia jedynie woda, czasem 1/3 szklanki herbaty.
Ona nie je nawet rzeczy, które dzieci zazwyczaj lubią tzn hamburgerów, pizzy, zapiekanek, hod dogów - nic.
Jak ją żywić?! ;((( już chyba wszystko wykorzystałam co można, głodzenie, nagrody, proszenie, nie zwracanie uwagi, fikuśne podawanie potraw. Wszystkie chyba na rynku wspomagacze apetytu, łącznie z lekami na receptę. Brak mi pomysłów. Dziś rano 1/4 suchej bułki to było śniadanie
Zastanawiamy się z Wojtkiem, do jakiego lekarza moglibyśmy z nią pójść? psychologa? :-(