Rok temu leżałam już w Swansea, łudząc się, że dotrwam chociaż do 28tc. 3 dni później nadszedł pamiętny dzień kiedy po zdjęciu szwu i dwóch dni na porodówce już nie było odwrotu i urodził się Wojtuś, ważący mniej niż kilo o długości jakichś 23cm, opuchnięty i czerwony. Moje cudo, o którym mówiłam, że jeśli jest taka możliwość (Boże) to niech ja umrę a on przeżyje, bo moja rodzina da sobie radę beze mnie ale ja... zeświruję przynajmniej i nie wiem jakby mi to przyszło przetrwać, jaka byłabym dla moich starszaków.
2 pierwszych tygodni nie pamiętam w ogóle.
A potem upadki, wiele upadków i wzloty, które urastały do rangi święta. Po ponad miesiącu, kiedy przeszliśmy z emergency na high dependency usłyszałam w końcu, że jest na dobrej drodze ale i tam jeszcze było sporo upadków, w pewnym momencie prawie powrót na respi.
Potem był drugi szpital gdzie jak wiecie, mało co nie ubiłam kogoś.
Powrót do domu z tlenem, przeprowadzka, wypatrywanie najmniejszych oznak prawidłowego i nieprawidłowego rozwijania się pod względem umysłowym i ruchowym...
Kiedyś mówiłam, że jak na intensywnej terapii (jako personel) dam sobie radę, to wszędzie dam sobie radę. Ach, jak mało wtedy wiedziałam.
Teraz wiem, że jak przetrwałam to, co wtedy kiedy urodził się Wojtuś i potem kolejne drgawki ze strachu kiedy jest chory (tak jak obecnie), to przetrwam już wszystko.
Wojtasek ma prawie rok. Pod względem umysłowym jest ok, pod ruchowym-mamy zaleconą lekką rehabilitację, właściwie stymulację.
Wojtuś posadzony chwilę siedzi ale się wywala. Ma problem z koordynowaniem równowagi ale już coraz lepiej sobie radzi. Ma słabe mięśnie brzucha, ćwiczymy to ale niespecjalnie mu idzie. Raczkować nie bardzo mu wychodzi, całą pracę robią ręce, do tyłu owszem, się przemieści. Woli stawać na nóżki niż siedzieć.
Gada sobie po swojemu, wścieka się jak coś mu nie pasuje ale jego uśmiech jest bezcenny.
Jakiś czas temu zostałam uświadomiona, że takie skrajne wcześniaki określane są mianem "wątpliwego sukcesu medycyny". Krew mnie wtedy zalała.
To ja zapraszam popatrzeć na Wojtusia.
Ten rok był i najgorszy w moim życiu bo Wojtuś przeszedł ile przeszedł i my też ale i jednak najlepszy, bo pomimo rokowań - przeżył. I ma się całkiem dobrze.
Dziewczyny, dziękuję Wam bardzo, że mamy tu swoje miejsce.