Melduje się i ja po wizycie. Doczytałam wszystkie wątki to teraz zdam relacje. Ogólnie wizyta z przebojami poszłam piechotą (30 minut w jedną stronę) mamuśka mi do towarzystwa co bym się sama nie kulała, zachodzimy a tam się okazuje ze Pani doktor przyjmuje o 1,5 godziny później bo ma zastępstwo w jakiejś innej przychodni najpierw. W połowie drogi powrotnej stwierdziłam , że do domu nie dojdę masakra jakaś, nie mogłam nóg przestawiać tak mnie krocze bolało i dół brzucha ale spoko. Na właściwą wizytę już tata był w domu i się zlitował nade mną i jakoś wyjechał z zasnieżonego podwórza i mnie zawiózł.
Edek waży 3600 i jak szybko urodze to mam szanse na SN jak za długo nie będzie chciał wyleźć to CC. Ogólnie nie mam zbyt długo czekać w domu ze skurczami tylko jak co 10 min to do szpitala bo przez ciśnienie żeby nie było akcji na szybkie CC to żeby dać czas lekarzom w szpitalu na wyrównanie ciśnienia w razie W i przygotowanie cesarki.
Lekarka obstawia, że najpóźniej do niedzieli wieczorem mały będzie na świecie, mam bardzo nisko wstawioną główkę i mocno przyparty ale, że jak to stwierdziła w położnictwie nie ma nic na 100% to jak nie urodzę przez dwa tygodnie to 1 marca mam kolejną wizytę.
GBS ujemny więc spoko.
Jak chce szybko urodzić to mam masować sobie sutki od jutra 3 razy dziennie po godzinie, jak organizm i dzidziol gotowy to wszystko przyspiesze - zobaczymy.
A i dzisiaj siedziałam troche z siochom i jak miałam skurcze to jej mówiłam no i ona wieczorem do mnie a Ty wiesz, że masz te skurcze równo co 1,5 godziny, a ja heeee. Niby patrzyła na czas jak jej to mówiłam, a w sumie już pisałam na forum, że mnie męczą od zeszłego piątku rózne takie mocniejsze i słabsze ale generalnie bezbolesne ale wcale się nie zastanawiałam nad ich regularnością bo i po co jak tak rzadko.
Zobaczymy co weekend przyniesie.
Tunia kciuki zaciśnięte.