reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

W kwietniu dobrze się bawimy to i w ciąże zachodzimy!

reklama
Ja w ogóle się zastanawiam, skąd w ludziach potrzeba pocieszania oraz doradzania, gdy nie mają nic merytorycznego do powiedzenia. Jakby wiecie, skąd ta potrzeba powiedzenia, że będzie dobrze, że na pewno się uda, że costam, albo porady w stylu musisz wyluzować. Wiecie, że nie mozna powiedzieć: bardzo mi przykro, nie wyobrażam sobie co przechodzisz, nie wiem co powiedzieć, nie mam nic mądrego do powiedzenia, ale zawsze chętnie Cię wysłucham. Czy to jest jakaś wada ewolucyjna, czy kwestia wychowania, czy o co chodzi?

Ja zaczęłam na to zwracać uwagę, gdy moja koleżanka zachorowała na raka (spoiler: wszystko skończyło się pięknie, jest zdrowiutka i cieszy się życiem). I zadzwoniłam do niej, żeby dowiedzieć się jak się czuję i trafiłam na gorszy moment, bo powiedziała mi, że nie ma ochoty rozmawiać, że ma dość ludzi i pocieszania, że będzie dobrze, że na pewno wyzdrowieje, że włosy jej odrosną albo rad że ma pić sok czy tam zakwas z buraka i tego typu pierdoły, że już tym rzyga i ma dość. I zaproponowałam jej wtedy, że może mi o tym opowiedzieć albo możemy pomilczeć, albo pogadać o pogodzie. I chciała. I od tej pory zaczęłam zwracać na to uwagę - że z reguły jak ma się zły nastrój albo problem i chce się po prostu wygadać, nie oczekując pocieszenia albo rad, a po prostu kogoś, komu można wyrzygać co nam leży na sercu, to się nie da. Że nam ludziom tak trudno po prostu ograniczyć się do "bardzo mi przykro, aż nie wiem co mam Ci powiedzieć, chcesz się przytulić?". Tu na forum widzę, że to działa i potrafimy się do tego ograniczyć, ale to wynika z tego, że same się już nasłuchałyśmy i wiemy, co chcemy usłyszeć w trudnych momentach i że nie oczekujemy od ludzi naprawiania naszej sytuacji, a wysłuchania. Ale" na zewnątrz" już o to trudno.
 
I jak wrażenia po zabiegu? Ile trwal ?
Wypuszcza Cię dzisiaj do domu?
Będzie jakaś konrrolona wizyta czy wszystko się goi?
Zabieg sam z ok 45min, ale z całym przygotowaniem ponad 1h zeszło. Przyjęli mnie w czwartek, dziś miałam wyjść, ale lekarz mówi, że dziś mnie nie wypuści, dopiero jutro 🥲 lekko krwawię, ale to chyba normalne.
Mój gin mówi, żeby tydzień się nie bzykać xd żadnej raczej wizyty kontrolnej nie ma. I nic mnie nie boli, bo dostaje dużo przeciwbólowych, aż wczoraj wymiotowałam od nich😃
 
Uciekłam od Was, ale niestety będę musiała wrócić. Pewnie na czerwcowe kreski jak dobrze pójdzie. Mam nadzieje, że zobaczę tam dużo dużo mniej znajomych nickow.
Poronienie samoistne. Jestem już w domu. Dobę byłam hospitalizowana.
Z góry dziękuje za wszystkie słowa wsparcia.

Bardzo mi przykro! Pamiętaj, że jak coś to jesteśmy tu dla Ciebie!
 
Ja w ogóle się zastanawiam, skąd w ludziach potrzeba pocieszania oraz doradzania, gdy nie mają nic merytorycznego do powiedzenia. Jakby wiecie, skąd ta potrzeba powiedzenia, że będzie dobrze, że na pewno się uda, że costam, albo porady w stylu musisz wyluzować. Wiecie, że nie mozna powiedzieć: bardzo mi przykro, nie wyobrażam sobie co przechodzisz, nie wiem co powiedzieć, nie mam nic mądrego do powiedzenia, ale zawsze chętnie Cię wysłucham. Czy to jest jakaś wada ewolucyjna, czy kwestia wychowania, czy o co chodzi?

Ja zaczęłam na to zwracać uwagę, gdy moja koleżanka zachorowała na raka (spoiler: wszystko skończyło się pięknie, jest zdrowiutka i cieszy się życiem). I zadzwoniłam do niej, żeby dowiedzieć się jak się czuję i trafiłam na gorszy moment, bo powiedziała mi, że nie ma ochoty rozmawiać, że ma dość ludzi i pocieszania, że będzie dobrze, że na pewno wyzdrowieje, że włosy jej odrosną albo rad że ma pić sok czy tam zakwas z buraka i tego typu pierdoły, że już tym rzyga i ma dość. I zaproponowałam jej wtedy, że może mi o tym opowiedzieć albo możemy pomilczeć, albo pogadać o pogodzie. I chciała. I od tej pory zaczęłam zwracać na to uwagę - że z reguły jak ma się zły nastrój albo problem i chce się po prostu wygadać, nie oczekując pocieszenia albo rad, a po prostu kogoś, komu można wyrzygać co nam leży na sercu, to się nie da. Że nam ludziom tak trudno po prostu ograniczyć się do "bardzo mi przykro, aż nie wiem co mam Ci powiedzieć, chcesz się przytulić?". Tu na forum widzę, że to działa i potrafimy się do tego ograniczyć, ale to wynika z tego, że same się już nasłuchałyśmy i wiemy, co chcemy usłyszeć w trudnych momentach i że nie oczekujemy od ludzi naprawiania naszej sytuacji, a wysłuchania. Ale" na zewnątrz" już o to trudno.
a, i w sumie chciałam dodać, bo mnie męczy, że może mało precyzyjnie się wyraziłam, nie chodzi mi o to, że nie należy pocieszać ani nie udzielać rad w ogóle, ale chodzi o takie pocieszanie i rady z dupy. Wiecie, na zasadzie, że ja nigdy nie poronilam i bym napisała dziewczynie po poronieniu: nastepnym razem na pewno się uda, czy coś w ten deseń. O tego typu pocieszanie mi chodzi. Albo właśnie jak slyszymy: wyluzuj to się uda zajść w ciążę.
 
Ja jestem po laparo z droznoscia. Ciężko przechodzę narkozę, ale już pomału wracam do żywych. Proszę o jakiegoś motywującego kopa 🥲🥲🥲 lewy jajowód drożny, prawy niedrożny.
Usunięta torbiel, jakieś zrosty, jajniki się odkleiły i wróciły na swoje miejsce, Endometrioza wykluczona.

Ale te jajowody. Czyli co cykl muszę się modlić, by owu była z lewego jajnika.
Do tej pory skoro się nie udało, to nie sądzę, by nagle zdarzył się cud 🥲🥲 mąż powtarza na początku maja nasienie i hormony, w maju monitoring i zobaczymy... Rozumiem, że jeśli będę miała owu z prawego jajnika to od razu moge uznać, że cykl jest skreślony?
Chyba pomału będziemy się nastawiać na in vitro
Sorka że się wtrącę ale moim zdaniem to masz endo … jak były zrosty i jajniki były sklejone to już to świadczy o endometriozie. Ale to moje zdanie.
Co do owulki u mnie na usg lewy jajnik średnio widoczny i przyklejony do macicy wgl nie było z niego owulacji już od jakiegoś roku (jakby wgl nie pracował ) , owulki były tylko i wyłącznie z prawego
 
Ja w ogóle się zastanawiam, skąd w ludziach potrzeba pocieszania oraz doradzania, gdy nie mają nic merytorycznego do powiedzenia. Jakby wiecie, skąd ta potrzeba powiedzenia, że będzie dobrze, że na pewno się uda, że costam, albo porady w stylu musisz wyluzować. Wiecie, że nie mozna powiedzieć: bardzo mi przykro, nie wyobrażam sobie co przechodzisz, nie wiem co powiedzieć, nie mam nic mądrego do powiedzenia, ale zawsze chętnie Cię wysłucham. Czy to jest jakaś wada ewolucyjna, czy kwestia wychowania, czy o co chodzi?

Ja zaczęłam na to zwracać uwagę, gdy moja koleżanka zachorowała na raka (spoiler: wszystko skończyło się pięknie, jest zdrowiutka i cieszy się życiem). I zadzwoniłam do niej, żeby dowiedzieć się jak się czuję i trafiłam na gorszy moment, bo powiedziała mi, że nie ma ochoty rozmawiać, że ma dość ludzi i pocieszania, że będzie dobrze, że na pewno wyzdrowieje, że włosy jej odrosną albo rad że ma pić sok czy tam zakwas z buraka i tego typu pierdoły, że już tym rzyga i ma dość. I zaproponowałam jej wtedy, że może mi o tym opowiedzieć albo możemy pomilczeć, albo pogadać o pogodzie. I chciała. I od tej pory zaczęłam zwracać na to uwagę - że z reguły jak ma się zły nastrój albo problem i chce się po prostu wygadać, nie oczekując pocieszenia albo rad, a po prostu kogoś, komu można wyrzygać co nam leży na sercu, to się nie da. Że nam ludziom tak trudno po prostu ograniczyć się do "bardzo mi przykro, aż nie wiem co mam Ci powiedzieć, chcesz się przytulić?". Tu na forum widzę, że to działa i potrafimy się do tego ograniczyć, ale to wynika z tego, że same się już nasłuchałyśmy i wiemy, co chcemy usłyszeć w trudnych momentach i że nie oczekujemy od ludzi naprawiania naszej sytuacji, a wysłuchania. Ale" na zewnątrz" już o to trudno.
Wydaje mi się, że to jest tak zakorzenione w społeczeństwie, że nie da się tego wyplenić.
Przecież od dziecka słyszymy, że nic się nie stało, poradzisz sobie, nie przejmuj się, nie marudź. I wydaje mi się, że ten wzorzec powtarza się przez całe życie. Większość osób nawet nie zastanawia się nad tego typu kwestiami i powiela schemat zachowania. Skąd to się pierwotnie wzięło? Nie wiem.
Ale ludziom generalnie trudno przyznać się do błędu lub niewiedzy, więc stąd trudność powiedzenia "nie umiem się postawić w Twojej sytuacji" tylko potrzeba powiedzenia czegoś. Poza tym to głosy głupich ludzi w większości słychać, a mądry jak nie ma nic do powiedzenia to nic nie powie.
 
Pamiętam historie o przejmowaniu jajeczek, ale to w mojej głowie nieosiągalne :( jak będę miała siłę to poszperam o tym na forum

Tak - jajowody przechwytują jajeczka więc jeżeli jajnik jest sprawny to na spokojnie może przejąć. Generalnie nasze organizmy są "mądre" i nie chcą nas zabić ;) Forum, to forum ale jak leżałam z CP to mówiła o tym lekarka więc to nie jest tylko forumowa wiedza. No wśród dziewczyn z wątku kto po in vitro jest też dziewczyna, co kilka miesięcy po urodzeniu dziecka z ivf zaszła w naturalną ciąże - mimo dwóch niedrożnych jajowodów - wiem, że to taki cud i może się nikomu nie przytrafić - ale różne historie się zdarzają
 
@olka11135
U mnie od dziś okres. Wczoraj byłam u ginekolog bo bym nie wytrzymała,.. Mam ponownie lekki Stan zapalny macicy... Który dalej jest skutkiem ubocznym spirali, którą miałam parę lat. Teraz antybiotyk ale nie ma przeciwwskazań do starań..

Pozdrawiam wea wszystkie serdecznie, ciężko jest nadrobić tyle stron ale w wolnych chwilach was podczytuje :)
 
reklama
Do góry