mam to samo!!! Dla ludzi w pracy jestem C H U J E M bez uczuć… a zwierzęta.. masakra! Pare miesięcy temu w rzece kulała młoda łania. Przyjechał myśliwy i mówi do odstrzału… mówię jak *****!!! Bo nie potrafi wyjść z wody!? Bo widzisz w niej kiełbasę!? O matko! Jaka wojnę stoczyłam… obiło się o komendanta wojewódzkiego
przepisy mówią ze na miejscu musi być tez weterynarz który podejmuje decyzje o odstrzale. Tutaj na Podhalu tego się nie praktykuje bo co drugi to myśliwy i ludzie maja w dupie zwierzęta, one dla nich ZDYCHAJĄ. Niestety trafili na mnie
No i po 3h przyjechał weterynarz.. ale co z tego jak tez z okolicy i podjął decyzje o odstrzale… Nie potrafiłam się pozbierać… w pracy patrzyli na mnie jak na jebnieta… Dla mnie to było coś strasznego, coś jak uśmiercenie człowieka ze skręcona kostka… Od tego czasu jak była interwencja typu potrącony pies, jeleń to ja nie jechałam…
wiedzieli co będzie się dziać ze mną i jakie utrudnienia będą w związku z moją miłością do zwierząt… Jak przejdę na emke to założę takie mini schronisko dla dzikich zwierząt.. mój mąż tez kocha zwierzęta i tego chce, pójdę do drugiej pracy żeby na to zarobić, ale będę ratować te misie pysie przed złymi ludźmi