Hej
Ja opisze swoja piatkowa wizyte w szpitalu. Oczywiscie z gory musze ostrzec, ze to nic milego. A ja nie jestem marudna osoba, czy narzekajaca, i potrafie docenic czyjasc prace, zaangarzowanie i opieke, ale to jak mnie potraktowali na macierzynskim oddziale poprostu wpienia mnie sekunde.
Trafilismy na odzdzial, poniewaz ja zaczelam wymiotowac od okolo 3 popoludniu i mialam rozwolnienie + mega skurcze co 5 minut. Zadnych wod ani czopu. Nic. Wiec pani na recepcji kazala nam poczekac w poczekalni. Akurat trafilismy na zmiane poloznych o 8 wieczorem. I gdy ja slanialam sie bez sil na krzesle i poruszalam sie tylko na skurcze wciaz z woreczkiem na "wymioty", bo moj zaladek wciaz strajkowal to one-polozne w najlepsze sobie zartowaly w dyzurce okolo 50min. Moj M juz sie denerwowal i poszedl sie zapytac co jest, a recepcjonistka, ze nie ma w tej chwili wolnych lozek i musimy czekac. Po okolo 30 min przyszla polozna i zapytala jak sie czuje, ze wysle mnie na gore i tam sprawdza czy rodze czy nie. A ze wymiotuje to znaczy ze sie organizm sie oczyszcza(to akurat wiedzialam, ale mysle ze nie oczyszcza sie w tak drastyczny sposob- bo wymiotowalam okolo 6 razy i to potem juz nawet nie mialam czym). A ja jej mowie, ze ledwo siedze i martwie sie co z dzieckiem, bo sie nie rusza. No to ona, ze ok -musze oddac siuski i zrobi mi ktg. I najdziwniejsze i ogolnie najgorsze bylo to jak ta polozna mnie traktowala- byla bardzo nie mila, i caly czas miala do mnie pretensje ze nie bylam na zadnej szkole rodzenia bo tam by mi wytlumaczyli wszystko. Poprostu w pewnym momencie juz mialam dosc jej gadaniny o tej szkole i powiedzialam jej, ze to bardzo nie mile, bo to ja tutaj jestem z bolem a nie ona. Wiec sie troche opanowala. Kazala mi sie polozyc na lozko(na sali gdzie byly wolne 4 lozka i podobno 30min przed nie bylo zadnego wolnego-zwykla sciema), z ktorego zjezdzalam co chwila bo bylo tak slizgie, ze myslalam ze oszaleje, ale ok dla dzieciatka wszystko.Do tego bylo mi tak slabo, ze prawie tam "odjezdzalam". Podlaczyla mnie na godzinne ktg, w tym czasie popijalam tylko wode, bo mialam tak sucho. Na szczescie ktg wyszlo w porzadku, a malutki jak poczul aparature na brzuszku to zaczal wariowac w srodku, wiec oboje sie ucieszylismy. Gdy mnie odlaczyla, musiala jeszcze sprawdzic szyjke. I tu mam pytanie do was dziewczyny.. jak wam lekarz sprawdzal szyjke to tez tak bolalo i bylo tak nie delikatnie?! Bo mi az lzy pociekly tak mi tam wiercila tymi paluchami. Na szczescie wszystko pozamykane i twarde. Gdybym miala wiecej sil to napewno by sie to tak nie skonczylo, tylko cos bym jej powiedziala, ale jak uslyszalam ze z malutkim wszystko ok to chcialam juz isc z tamtad jak najszybciej. No, ale niestety jeszcze nie... jak tylko ustalam, to znow zlapal mnie zaladek i zaczelam wymiotowac- sama woda! ta polozna nie zdazyla mi podstawiac miseczek takie mialam "parcie"! I dopiero wtedy sie przestraszyla i powiedziala, ze to moze byc jakis wirus i musi mnie lekarz obejrzec. Ale zanim lekarz mnie obejrzy to moze to potrwac wiele godzin wiec lepiej jak pojedziemy do domu, a jak sie powtorzy to wtedy wrocic i lekarz nas zobaczy szybciej. Totalny bezsens- obydwoje nie wierzylismy co ona do nas gada. Ze teraz to nie ma lekarza wolnego ale jak wrocimy to bedzie od razu. Ja tylko zlapalam sie za glowe i postanowailam ze jedziemy do domu. Ta cala polozna powiedziala tylko na koniec aby brac pare paracetamoli i pic lucozade(ktora nie wie to energy drink z glukoza) i rubene-(taki sok pozeczkowy pelen chemii i cukrow) wiec tylko przytaknelam i zebralam sie w strone wyjscia. Ech przynajmniej zwymiotowalam jej na podloge i musiala to posprzatac- ja ogolnie nie jestem zlosliwa, ale z tego akurat sie ucieszylam
A wiec gdy dotarlismy do domu, zadzwonilam do mamy zapytac sie o jakies stare sposoby na wymioty i doradzila mi szklanke wygazowanej cocacoli i isc spac od razu. Wiec tak zrobilam i na szczescie wymioty i biegunka odstapily. Mialam najgorsza noc w moim zyciu, bo nie spalam a jakies majaki mialam. Ale najgorsze jest to, ze mam uraz juz do tego "mojego" szpitala i bardzo sie boje jak to bedzie jak juz ta "prawdziwa" akcja sie zacznie. Ze trafie znow na taka su*ke i bede tam musiala wlaczyc o wlasciwe traktowanie zamiast skupic sie na rodzeniu. Boje sie dziewczyny, naprawde jestem mega wystraszona...