reklama
Motyl 12
mama Veroniki i Rysia
Swiatełłko(*) bo trudno pocieszac w takiej chwili.Smutna historia ale mam nadzieje ze kiedys doczekasz sie swojego cudu.Trudno mi jest wczuc sie w Twojæ sytuacje mimo tego ze sama mam dwa Aniołeczki jeste silna i dobra kobieta ktora doczeka sie cudu.
Pozdrawiam i zycze siły.
Pozdrawiam i zycze siły.
tymira
Fanka BB :)
IZW tak mocno Cię przytulam, Twoje życie jest bardzo podobne do mojego, mąż z którym byłam już w LO, wesele, wielka euforia, rozpowiadanie wszystim o naszym szczęściu,(nie musiałam jedynie podejmować takiej decyzji jak Ty) i poźniej wielka rozpacz, obraza na Boga...Twoja historia chwyta za moje skamieniałe(od czasu śmierci mojej córeczki) serce:---(
rozczochrana.mama
Fanka BB :)
IZW...
Przede wszystkim bardzo mi przykro z powodu Twojej straty... Jak każda matka która straciła swoje upragnione dzieciątko chciałabym wszystkim innym kobietom oszczędzić tego bólu, ale się nie da. Niestety.
Moja sytuacja wyglądała nieco inaczej... W 11 tc na usg nóżki mojego dziecka i pępowina były owiniete galaretowata substancją, czym nie wiemy do tej pory. Dziecko nie mogło poruszać nóźkami , było zagrożenie przerwania pępowiny... Co oznaczało zagrożenie dla mojego życia nie mówiąc już o dziecku bo to jasne...
Dano NAM 2 tygodnie... Jezeli dziecko rosnąc nie wykopie sie z tego "czegoś" trzeba będzie dokonać aborcji...
Płacz, strach, nerwy... nie potrafie opisać tego co wtedy czułam... Myślałam że te 2 tygodnie są najgorszymi i najdłuzszymi w moim życiu...
W 13 tc okazało się że dziecko było silne i udało się mu "odkopać" ...
po czym było 11 tygodni euforii, radości, szczęścia, miłości, wyczekiwania na każdy mały kopniaczek, czytania bajek... I WIELKI WIELKI SMUTEK kiedy na połówkowym USG okazało się że nasz synek nie żyje...
24tc
Walczył dzielnie ze skrzepem... Okazało się że mam gęstą krew, zakrzepice i NIKT nie miał zielonego pojęcia o tym...
Moje dziecko umarło, a razem z nim część mnie...
2 dni od tej smutnej wiadomości nosiłam jeszcze w sobie martwego synka... Poród zaczął się w sobote wieczorem i trwał 16h.
21/11/2010 o godzinie 16:57 na świat przyszedł Oliver... SN
w trakcie porodu podawano mi kolejno: co-codamol x2, zastrzyk przzeciwwymiotny, zastrzyk znieczulający w udo, co-codamol x 2 , morfina dawkowana dożylnie w odstępach min 5 minut... (przy skurczach co 2 minuty I gęstej krwi nic nie pomagało. kumulacja znieczuleń wystapiła dopiero w poniedziałek rano-wymiotowałam, kręciło mi się w głowie, nie mogłam sie podniesć z łóżka)
Miesiąc na antydepresantach... Nie pomagały więc przestałam brać... Teraz jest lepiej ale nie ma dnia żebym za nim nie tęskniła. W maju powtarzam wszystkie badania i zaczynam starać się o kolejnego maluszka... Strach nigdy nie minie... ale wiara że wszystko będzie dobrze dodaje mi sił.
DLA NASZYCH ANIOŁKÓW [*]
Przede wszystkim bardzo mi przykro z powodu Twojej straty... Jak każda matka która straciła swoje upragnione dzieciątko chciałabym wszystkim innym kobietom oszczędzić tego bólu, ale się nie da. Niestety.
Moja sytuacja wyglądała nieco inaczej... W 11 tc na usg nóżki mojego dziecka i pępowina były owiniete galaretowata substancją, czym nie wiemy do tej pory. Dziecko nie mogło poruszać nóźkami , było zagrożenie przerwania pępowiny... Co oznaczało zagrożenie dla mojego życia nie mówiąc już o dziecku bo to jasne...
Dano NAM 2 tygodnie... Jezeli dziecko rosnąc nie wykopie sie z tego "czegoś" trzeba będzie dokonać aborcji...
Płacz, strach, nerwy... nie potrafie opisać tego co wtedy czułam... Myślałam że te 2 tygodnie są najgorszymi i najdłuzszymi w moim życiu...
W 13 tc okazało się że dziecko było silne i udało się mu "odkopać" ...
po czym było 11 tygodni euforii, radości, szczęścia, miłości, wyczekiwania na każdy mały kopniaczek, czytania bajek... I WIELKI WIELKI SMUTEK kiedy na połówkowym USG okazało się że nasz synek nie żyje...
24tc
Walczył dzielnie ze skrzepem... Okazało się że mam gęstą krew, zakrzepice i NIKT nie miał zielonego pojęcia o tym...
Moje dziecko umarło, a razem z nim część mnie...
2 dni od tej smutnej wiadomości nosiłam jeszcze w sobie martwego synka... Poród zaczął się w sobote wieczorem i trwał 16h.
21/11/2010 o godzinie 16:57 na świat przyszedł Oliver... SN
w trakcie porodu podawano mi kolejno: co-codamol x2, zastrzyk przzeciwwymiotny, zastrzyk znieczulający w udo, co-codamol x 2 , morfina dawkowana dożylnie w odstępach min 5 minut... (przy skurczach co 2 minuty I gęstej krwi nic nie pomagało. kumulacja znieczuleń wystapiła dopiero w poniedziałek rano-wymiotowałam, kręciło mi się w głowie, nie mogłam sie podniesć z łóżka)
Miesiąc na antydepresantach... Nie pomagały więc przestałam brać... Teraz jest lepiej ale nie ma dnia żebym za nim nie tęskniła. W maju powtarzam wszystkie badania i zaczynam starać się o kolejnego maluszka... Strach nigdy nie minie... ale wiara że wszystko będzie dobrze dodaje mi sił.
DLA NASZYCH ANIOŁKÓW [*]
Ostatnia edycja:
Mój mąż w zeszłym roku dokładnie miesiąc po ślubie został potrącony na przejściu dla pieszych przez podpitego kierowcę... na szczęście skończyło sie na krwiakach kończyn odrapaniach i tylko na połamanych obu nogach. Zamiast podrózy poslubnej do Egiptu mieliśmy domowy szpital i wycieczki we dwoje na wózku inwalidzkim z pokoju do łazienki... Przez prawie 2 miechy codziennie robiłam mu zastrzyki przeciwzakrzepowe w brzuch na rozrzedzenie krwi... Pielęgniarka która przychodziła co kilka dni zmieniac opatrunek na prawej nodze gdzie mąż miał otwarte złamanie - powiedziała mi jak spytałam czy tak długotrwałe przyjmowanie tych zastrzyków mu nie zaszkodzi, powiedziała mi że mam sie nie martwic bo niektóre kobiety w ciąży biora je przez kilka miesiecy... wtedy sie tym nie interesowałam, nie doszukiwałam sie po co i dlaczego... teraz już chyba wiem...
Mam nadzieję że wszystko sie wam poukłada i kolejna ciąża będzie spokojna i doczekacie sie swojego maleństwa. To wszystko jest takie dziwne, jeśli człowiek nie przeżyje takiej tragedji nawet sobie sprawy nie zdaje z tego jak wiele jest problemów, jak wiele jest aniołków którym nie dane było zobaczyć twarzy swoich rodziców. Jako dwudziestka myślałam że wystarczy zajść w ciążę, odczekać 9 miesiecy i bac sie jedynie bólów porodowych... jakie to było beztroskie podejście do sprawy... potem jak zaszłam i poroniłam cały świat wywrócił mi sie do góry nogami... kolejna ciąża myślę sobie oby tylko dotrwac do końca 1 trymestru... bo przeciez ryzyko poronienia wtedy jest niewielkie.... i niestety, no nic teraz wiem że są kobiety które nie boją sie bóli porodowych... są kobiety które zniosą wszystko i boją się jedynie tego że nie bedzie dane im spojrzeć w oczka swego dziecka... i ja jestem jedną z nich, a jeszce bardziej boli to że jest nas tak wiele....
Mam nadzieję że wszystko sie wam poukłada i kolejna ciąża będzie spokojna i doczekacie sie swojego maleństwa. To wszystko jest takie dziwne, jeśli człowiek nie przeżyje takiej tragedji nawet sobie sprawy nie zdaje z tego jak wiele jest problemów, jak wiele jest aniołków którym nie dane było zobaczyć twarzy swoich rodziców. Jako dwudziestka myślałam że wystarczy zajść w ciążę, odczekać 9 miesiecy i bac sie jedynie bólów porodowych... jakie to było beztroskie podejście do sprawy... potem jak zaszłam i poroniłam cały świat wywrócił mi sie do góry nogami... kolejna ciąża myślę sobie oby tylko dotrwac do końca 1 trymestru... bo przeciez ryzyko poronienia wtedy jest niewielkie.... i niestety, no nic teraz wiem że są kobiety które nie boją sie bóli porodowych... są kobiety które zniosą wszystko i boją się jedynie tego że nie bedzie dane im spojrzeć w oczka swego dziecka... i ja jestem jedną z nich, a jeszce bardziej boli to że jest nas tak wiele....
reklama
minął miesiąc odkad wyszłam ze szpitala, życie toczy się dalej... są dni dbobre i dni gorsze, ale juz potrafimy się cieszyc tym zyciem które mamy i z nadzieją patrzymy w przyszłość i to jest najwazniejsze
[*] [*] [*] dla naszych aniołków
[*] [*] [*] dla naszych aniołków
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 18
- Wyświetleń
- 11 tys
- Odpowiedzi
- 171
- Wyświetleń
- 45 tys
- Odpowiedzi
- 38
- Wyświetleń
- 25 tys
M
Podziel się: